Poczułam, że coś ciężkiego się na mnie uwaliło
i zaczęło się rozciągać.
- Gaja, złaź! - jęknęłam i przewróciłam się na plecy przecierając zaspane oczy.
Kotka fuknęła na mnie urażona, bo spadała z łóżka.
- No już, nie obrażaj się. Chodź do pani, no chodź! – zawołałam, ale zobaczyłam
tylko dumnie uniesiony ogon znikający za drzwiami sypialni.
- Panna obrażalska. - Roześmiałam się i przeciągle ziewnęłam. Wyciągnęłam ręce
do góry i rozciągnęłam się. Ból kręgów szyjnych przypomniał mi o wczorajszym
wieczorze.
Zsunęłam z siebie kołdrę i poszłam do łazienki. Przenikający chłód kafelek
łazienkowych zmusił mnie do szybkiego powrotu do przedpokoju z panelami.
Wróciłam do sypialni, żeby się ubrać, a mały szczególik przykuł moją uwagę. Na komodzie
leżała zwinięta w rulonik i przewiązana czerwoną wstążką kartka.
-Romantyk - prychnęłam, ale w głębi duszy poczułam rozchodzące się ciepło. Zaciekawiona
podeszłam bliżej i rozwinęłam ją.
Najdroższa Lilio
Chciałbym cię poinformować o ważnym spotkaniu, które odbędzie się dzisiaj o godzinie szesnastej w pewnym
tajemniczym domku. Bardzo proszę o nienaganny wygląd i punktualne przybycie na miejsce.
A tak serio, to przegadałem z Borysem pół nocy i jakimś cudem dałem się przekonać do spotkania w jego
domu. Wiem, że ciebie też zżera ciekawość jak on wygląda w środku, przede mną nic nie ukryjesz
maluchu J. Borys strasznie cię polubił i nie wyobraża sobie, żebym przyjechał bez ciebie. Przyjedziesz?
Proszę. Wiem, że się zgodzisz.
Ps. W piekarniku czekają na ciebie naleśniki z pyszną niespodzianką, a na stole kanapki.
Smacznego kochanie. Zadzwoń, kiedy się zastanowisz.
Ps.2 Jaką ty kawę pijesz?!
Westchnęłam
i przeczesałam włosy palcami.
– Czy on kiedykolwiek śpi? - szepnęłam, zastanawiając się, jak on u licha tak
dobrze mnie zna. Owszem, pod warstwą chłodu, opanowania, a nawet strachu, na
myśl o nowym miejscu zamieszkania Borysa, kryła się we mnie chorobliwa ciekawość i chęć poznania. Czułam, że muszę zobaczyć, co skrywa, choćby nie
wiem co. Tam, gdzie Borys teraz mieszka, dwanaście lat
temu mieszkała rodzina Kapiców.
Przyjechali tutaj, obejrzeli okoliczny las, kazali wyciąć drzewa i wybudowali
wielki dom z kolumnami i strzelistym dachem. Byli oni dosyć specyficzni,
tajemniczy i prawie nigdy nie wychodzili z domu.
Wielu ludzi próbowało przedrzeć się do ich domu, nawet pod pretekstem
dostarczenia pizzy, której nie zamawiali. Mimo starannych wysiłków, śmiałkowie,
albo całowali klamkę, a jeśli ich pukanie i dzwonienie stawało się nie do
zniesienia, pan Kapic wyściubiał nos przez szparę w drzwiach i skutecznie ich
wyganiał. Życie małżeństwa, w sumie ich spokojna egzystencja trwała przez sześć lat. Została brutalnie przerwana przez coś, o czym tylko
oni wiedzieli, a nad czym głowiło się całe miasteczko. Pewne wydarzenie
sprawiło, że wynieśli się stąd raz na zawsze. W mieście krążyło wiele plotek,
na temat tego, co sprawiło, że w takim pośpiechu zostawili swoje gniazdko.
Niektórzy mówili o tym, że ktoś z ich rodziny mocno zachorował, bywały też
przypuszczenia dotyczące tego, że pani Kapic zaszła w ciążę i poroniła, inni
twierdzili, że chcieli się stąd wyprowadzić, bo mieli dość tego miejsca, nie
brakowało też domysłów o tym, że w tym domu straszy. Ja sama, mając wtedy piętnaście lat
podejrzewałam to ostatnie. Tak szybko, jak ludzie się tym zainteresowali, tak
szybko zapomnieli. O tym wydarzeniu przypominał jedynie stary, wielki i
obrastający już dom oraz obdarty szyld z napisem: na sprzedaż. W takim stanie
budowla spoczywała przez sześć lat, aż do teraz. Przerwałam rozmyślania i
przeczytałam list raz jeszcze. Na myśl o przepysznych naleśnikach zaburczało mi
donoście w brzuchu. Zrzuciłam z siebie piżamę, która składała się z mojej o
rozmiar za dużej koszulki i krótkich spodenek sportowych. Wygrzebałam z szafy
pierwszy lepszy T-shirt, który okazał się być własnością Tymka oraz szare
spodnie dresowe. Ubrałam się i z lekkimi obawami udałam się do kuchni. Od razu
w nos uderzył mnie zapach pomarańczy, banana, lekkiej spalenizny, a przede wszystkim
kawy. Na stole stało czyste przykrycie, a obok talerzyk z kanapką z serem
żółtym, pomidorem i ogórkiem oraz imbryk zaparzonej herbaty. Rozejrzałam się
wokoło. Napotkałam spojrzeniem trzy opakowania kawy, każde otwarte i napoczęte.
Zachichotałam. Wiedziałam, że nie zasmakuje mu rozpuszczalna i cappuccino. Był
zwolennikiem mocnego espresso.
Powolutku uchyliłam drzwiczki piekarnika. Moim oczom ukazały się trzy malutkie
zawinięte naleśniki.
Delikatnie wyjęłam blachę i nałożyłam na talerz dwa z tych cudeniek. Były mocno przypieczone, ale pachniały
znakomicie. Usiadłam i wgryzłam się w chrupkie ciasto. W środku wyczułam banana,
truskawki i pomarańczę. Po chwili usłyszałam przeciągłe miałczenie.
- Już ci przeszło? - zapytałam i potarmosiłam kotkę za uchem. - Naleśnika nie
dostaniesz, ale zaraz nasypię ci chrupki.
Po skończonym śniadaniu nakarmiłam Gaję i położyłam się na kanapie w celu
obejrzenia kilku odcinków serialu.
- Jak miło odpocząć od zajęć i uczelni - westchnęłam i przeciągnęłam się.
Przypomniało mi się, że Tymek prosił, abym zadzwoniła do niego z odpowiedzią na
to, czy przyjadę do Borysa. Czułam, że to pytanie ma drugie dno, ponieważ nie
posiadam samochodu, a przyjazd na miejsce spotkania zająłby mi mnóstwo czasu.
Nie myliłam się.
- Tak myszko? O, której po ciebie podjechać?
Roześmiałam się i odchrząknęłam – Cześć, tak myślałam, że o to zapytasz. Myślę,
że w pół do szóstej będzie w porządku? – zapytałam zakręcając kosmyk włosów na
palec i chodząc od okna w saloniku do kuchni i z powrotem. Droga ta zajmowała
mi raptem jakieś dziesięć sekund.
- Jasne, że tak, będę punktualnie – szepnął, przez co moje włoski na karku
momentalnie się podniosły.
- Tymek… - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Przepraszam, nie mogę za długo rozmawiać. Idę w kimę, prawie w ogóle nie
spałem. – Jakby na potwierdzenie swoich słów przeciągle ziewnął.
- Uhm, jasne. No to… dobranoc – mruknęłam i rozłączyłam się.
Z niewiadomych powodów poczułam się odrzucona. Rozumiem, że jest zmęczony, ale
chciałam mu tylko podziękować za to, że wczoraj się mną zaopiekował.
Postanowiłam napisać do niego smsa póki jeszcze nie spał. Szybko wystukałam
treść wiadomości i wysłałam ją. Po chwili otrzymałam odpowiedź.
Od; Tymek:
Ależ proszę skarbie, nie masz, za
co dziękować. Przepraszam, że ci przerwałem, ale wprost usypiam na stojąco. Kocham cię. Dobranoc ;)
Uśmiechnęłam się do siebie i wróciłam na kanapę.
O czternastej podeszłam do wieży stereo i włączyłam płytkę z kawałkami
metalowymi. Skoczyłam do kuchni, gdzie zaczęłam przygotowywać małe, co nieco na
obiad. Wałkując ciasto na pierogi wsłuchiwałam się w dźwięki skrzypiec i wiolonczeli.
- Niezawodna Apocalyptica, zawsze sprawi, że się rozmarzę. - Uśmiechnęłam się.
Pierogi smażyły się na patelni, a ja zagłębiałam się w losy bohaterów z
książki.
Kiedy zaczęły satysfakcjonująco skwierczeć, włożyłam do książki okładkę i
zsunęłam na talerz cztery z nich.
Po skończonym posiłku, stanęłam przed drzwiami szafy i jęknęłam.
-Staraj się nie być stereotypową kobietą i nie narzekaj, że nie masz się, w co
ubrać! – Zbeształam się i rozpoczęłam poszukiwania rzeczy, które nadałyby się
na tę okazję.
W końcu postawiłam na czarną bluzkę z białym napisem „ I ‘m not afraid” – O ironio,
a właśnie, że się boję - stwierdziłam i zaśmiałam się - do tego granatowe spodnie,
skórzaną kurtkę i bordowe glany.
Zdjęłam z siebie koszulkę i dresy i schowałam je do szafy.
Rzuciłam wybrane ubrania na łóżko i poszłam do łazienki się umalować. Kiedy
rozczesywałam włosy, usłyszałam brzdęk dzwonka. Zarzuciłam na siebie koc i
podeszłam do drzwi.
- Uf, to Tymek - szepnęłam spoglądając przez judasza i nacisnęłam na klamkę.
- Oho, a cóż to za niecodzienny strój? – zapytał oglądając mnie od stóp do głów
i jednocześnie unosząc prawą brew.
Rzeczywiście, musiałam wyglądać, co najmniej ciekawie. Do połowy rozczesane
loki, pomalowane oczy, gołe stopy i koc z kłaczkami Gai.
- Właśnie się szykowałam, kiedy mi brutalnie przerwałeś. Ale cieszę się, że po
mnie przyjechałeś - odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
- Nie chcę cię znowu szukać w lesie - zarechotał i pociągnął mnie za włosy.
- Aj, no przestań, zaraz doprowadzę je do porządku. Daj mi chwilkę, idź sobie
coś włączyć –krzyknęłam i zniknęłam za drzwiami łazienki. Nakładając piankę na włosy, słyszałam strzępek
rozmowy.
- No siema. Stary, trochę poczekaj, pindrzy się.
Po drugiej stronie słuchawki rozległy się zawodzące narzekania.
- Czekaj, rzucę ci kluczyki przez okno, jedź kupić paczkę chipsów, czy coś.
Usłyszałam szczęk nawiasów i głośne „Łap!”. Wyskoczyłam z łazienki i pognałam
do pokoju.
- Trzeba było mi powiedzieć, że jesteś z Filipem. Pośpieszyłabym się bardziej.
Będzie na mnie psioczył całą drogę - jęknęłam.
- Oj przestań miśku, ma zajęcie, nie będzie narzekał, leć się ubierać -
odpowiedział i poruszył brwiami w górę i w dół, oglądając mnie w samej
bieliźnie.
- A żebyś wiedział, że idę - odpowiedziałam i pokazałam mu język.
Kiedy wybiegałam z pokoju zdążył mi jeszcze sprzedać klapsa.
- Nie pogrywaj sobie! – krzyknęłam.
Usłyszałam jego głośny śmiech. Prychnęłam i pognałam do pokoju. Szybko
wskoczyłam w jeansy i bluzkę.
Filip może i dostał zadanie, które
zajmie mu parę minut, ale mimo wszystko wolałam dmuchać na zimne. Po rozstaniu
ze swoją dziewczyną, zrobił się strasznie marudny i na wszystko narzekał. Tymek
i ja cierpliwie znosiliśmy jego „dołki” i humorki, wspieraliśmy go, żeby nie
zamknął się w sobie.
Po trzech tygodniach stał się pogodniejszy, nie widział już świata w samych
szarych barwach, jednak jego wahania nastrojów wciąż powracały.
Skończyłam rozczesywać włosy i związałam je w niedbałego koka przy samym karku.
Nałożyłam jeszcze tusz do rzęs, a na ramiona zarzuciłam czarny, kaszmirowy
sweter. Ostatni raz obejrzałam się w lustrze i ukucnęłam przy łóżku.
- Gajuś, będę późno - mruknęłam i pogłaskałam zawiniątko opatulone moją kołdrą.
Kociak przeciągnął się, ziewnął i jak gdyby nigdy nic wrócił do spania. Wzięłam
do ręki kurtkę i delikatnie przymknęłam drzwiczki sypialni.
- Chodź Tymek, możemy iść.
- Filip jeszcze nie wrócił. Mamy szczęście - roześmiał się i przyciągnął mnie
do siebie. – Śniadanko smakowało? – Zamruczał swoim niskim głosem, a po plecach
przebiegł mi chłodny dreszcz.
- No tak, całkiem zapomniałam, dziękuję kochanie. Było pyszne. Jesteś coraz
lepszy w gotowaniu - odpowiedziałam i pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek z
nieskrywaną czułością.
Odskoczyliśmy od siebie wystraszeni słysząc mocne walenie w drzwi.
- Przyszedł nasz pan humorzasty - szepnął do mnie i skradł mi jeszcze jednego
całusa.
- Już właśnie schodziliśmy - powiedział do zdziwionego naszym nagłym
pojawieniem się Filipa.
- Cześć Lila - rzucił. – Kupiłem dwie paczki chipsów i butelkę pepsi. Chyba
starczy?
- Jasne, Borys też pewnie coś ma - mrugnął Tymek do Filipa.
- Ej, ej, panowie. Co kombinujecie?
Żadnego alkoholu. Już zapomnieliście o felernej nocy u Pawła?- zapytałam mając
przed oczami złe obrazy.
Ze snu wyrwał mnie wtedy ostry dźwięk
dzwonka telefonu. Zaspanym wzrokiem
spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił Tymek. Odebrałam i wysłuchałam bełkotu
mojego pijanego w sztok chłopaka.
Z tego, co zrozumiałam, to Paweł załatwił jakąś ostrą popijawę i wszyscy
kompletnie się upili, a pewien chłopak wypadł z balkonu. Moje trybiki w mózgu
pracowały wtedy na najwyższych obrotach. Kazałam mu zadzwonić po karetkę,
policję i obiecałam, że zaraz przyjadę. Jednak to, że nie mam samochodu
znacznie utrudniło sprawę. Musiałam zadzwonić o drugiej w nocy do cioci, która
mieszka parę kilometrów od mojej kawalerki i wybłagać od niej pożyczenie auta. Na
szczęście się zgodziła. Ubrałam się szybko i wybiegłam z domu. Kiedy dotarłam na miejsce, karetka zabierała
rannego chłopaka, a policjanci spisywali zeznania od Tymka i Filipa. Podbiegłam
do nich zdenerwowana i przedstawiłam się gliniarzom.
- Dzięki, że jesteś Lila - wybełkotał chłopak.
Później musiałam odwieźć do domu obu
panów, którzy słodko chrapali na tylnych siedzeniach samochodu.
- Oj Lila, nie przesadzaj. To było dawno. Nie będziemy przeginać, obiecuję.
- Trzymam cię za słowo, a teraz już chodźmy. – Spojrzałam na niego srogo i
złapałam jego dłoń.
Dwadzieścia minut później, byliśmy już
na miejscu. Budynek sprawiał wrażenie starego i zaniedbanego, przez obrastające
go chwasty.
- Nieźle tu zarosło. - Zagwizdał Tymek i kopnął suchą trawę sięgającą kolan.
Usłyszeliśmy głośne skrzypnięcie metalowych drzwi, a po chwili zobaczyliśmy
wystającą głowę Borysa.
- Właźcie, bo zimno - krzyknął i uchylił szerzej ciężkie wrota.
Odnaleźliśmy ścieżkę, podbiegliśmy do chłopaka i weszliśmy do przyjemnie
ciepłego domu.
- Tutaj macie wieszak - powiedział, ale nikt go nie słuchał, wszyscy wpatrzeni
byli w kamienne ściany, stare obrazy, fotografie i staroświecki dywan ciągnący
się w głąb korytarza.
- Zostawili po sobie obrazy, zdjęcia i dywan, pytałem o nie, ale nie chcieli
ich zabrać - odpowiedział Borys na pytanie wiszące w powietrzu.
- Dziwne - szepnęłam i przeciągnęłam dłonią po zimnej ścianie. W dotyku była
chropowata i niesamowicie chłodna.
- Dobra, chodźcie do salonu, rozbierzcie się i wezmę was na zwiedzanie tej
jakże monumentalnej budowli - powiedział, a wszyscy momentalnie wypadliśmy z
dziwnego transu i posłusznie szliśmy za naszym przewodnikiem.
Dom wydawał się być naprawdę wielki, ale jednocześnie przytulny. Na każdej ze
ścian wisiało mnóstwo obrazów i czarno-białych zdjęć. Wokół nas panowała
niezwykła cisza. Każdy wydawał się być zaciekawiony w takim samym stopniu jak
ja. Słychać było tylko nasze miarowe oddechy i echo stawianych kroków. Minęliśmy
drewniane, strome schody i skręciliśmy do jednego z pomieszczeń.
Okazało się ono być ogromnym pokojem gościnnym. Wyglądałby jak z całkowicie
innej epoki, gdyby nie pięćdziesięciocalowa plazma na środku ściany i konsola
do gier. Tylko one przypominały nam, że mamy dwudziesty pierwszy wiek, a nie
osiemnasty, na co wskazywały meble i liczne obrazy w stylu rokokowym. Na środku
pokoju stała niezwykle zawile zdobiona ława, na której porozrzucane randomowo
sztuczne róże otaczały niebieski wazon. Za stołem znajdowała się kanapa, która
wydawała się przyćmiewać wszystko wokół swoim wyglądem. Wyglądała na bardzo
wąską i niewygodną, ale kwiecisty wzór, którym była obszyta odwracał od tego
uwagę. Wokół ławy stały także dwa fotele o takim samym zdobieniu jak sofa. W
lewym rogu pokoju zajmowała miejsce przepiękna toaletka, której nogi były do
tego stopnia wyrzeźbione, że wyglądały, jakby za chwilę miały ożyć. Na
przeciwko stał sekretarzyk. Coś, o czym zawsze marzyłam.
- Cholera. Musieli być nieźle nadziani – mruknął Filip.
- Zdecydowanie.
Co prawda, państwo Kapicowie musieli
mieć dużo pieniędzy, w końcu wybudowali ten zamek i wyposażyli go w zmysłowy
sposób, ale zastanawiał mnie sam Borys. Skąd on wziął pieniądze na kupno tego
wszystkiego? Ten chłopak z każdym dniem pokazywał, jak wiele tajemnic skrywa.
Niesamowicie intrygował samym sposobem bycia.
Na chwilę odsunęłam od siebie myśli o Borysie. Podeszłam do sekretarzyka i
zawahałam się. Chciałabym go dotknąć, ale po prostu się bałam.
Kątem oka spostrzegłam, że chłopcy także zachowują się jak w muzeum. Filip z
dłońmi splecionymi za plecami oglądał kanapę ze wszystkich stron. Tymek kucał przy
toaletce. Usłyszeliśmy śmiech Borysa.
- Spokojnie, możecie wszystkiego dotykać. To już moja własność. To nie wernisaż
– parsknął i podrapał się za uchem.
Przesunęłam dłonią po malutkich szufladkach ozdobionych srebrnymi uchwytami.
Pomyśleć, że kiedyś wszystko było rzeźbione i ozdabiane ręcznie w tworzywach
naturalnych, a teraz ludzie idą na łatwiznę, robiąc wszystko z tworzyw sztucznych
i nie zawracając sobie głowy pracą, którą zajmują się maszyny.
Obejrzeliśmy wszystko, co znajdowało się w tym pokoju, Borys kazał nam zostawić
kurtki, a sam gdzieś zniknął.
Po chwili usłyszeliśmy dźwięki melancholijnej muzyki dobiegającej gdzieś z
wnętrza budynku.
Spojrzeliśmy na siebie, a po chwili wszystkie światła zgasły.
- Cholerny świr. Borys, co ty odpieprzasz? – krzyknął Filip.
Usłyszałam szelest, a po upływie kilku sekund pokój rozjaśniło światło z
telefonu Tymka.
Przysunęłam się bliżej chłopaka i złapałam go za rękę. Uśmiechnął się, mocniej
ścisnął moją dłoń i wyszliśmy na przedpokój.
Niepokojąca muzyka niosła się echem po korytarzu. Spojrzałam w stronę schodów i zobaczyłam, że
Borys schodzi po schodach trzymając w dłoniach świeczkę.
- Co ty odwalasz stary? – Filip podszedł do niego i walnął go pięścią w ramię.
- Dziewczynka się przestraszyła? – Prychnął – stwierdziłem, że was troszeczkę
nastraszę. – Puścił oczko do Tymka, a ja już wiedziałam, o co chodzi.
- Zaplanowaliście to? – zapytałam udając naburmuszoną. Puściłam rękę Tymka,
który stał teraz z miną niewiniątka i podeszłam do Filipa.
- Chodź, idziemy się napić – złapałam chłopaka za rękę i poszliśmy do kuchni.
*-* Przepraszam za tak słaby rozwój bloga i postój z nowymi rozdziałami. Postaram się je dodawać częściej. Zapraszam do komentowania ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz