czwartek, 29 grudnia 2016

III"Domum novam aedificavi" - "Zbudowałem nowy dom"

 Poczułam, że coś ciężkiego się na mnie uwaliło i zaczęło się rozciągać.
- Gaja, złaź! - jęknęłam i przewróciłam się na plecy przecierając zaspane oczy. Kotka fuknęła na mnie urażona, bo spadała z łóżka.
- No już, nie obrażaj się. Chodź do pani, no chodź! – zawołałam, ale zobaczyłam tylko dumnie uniesiony ogon znikający za drzwiami sypialni.
- Panna obrażalska. - Roześmiałam się i przeciągle ziewnęłam. Wyciągnęłam ręce do góry i rozciągnęłam się. Ból kręgów szyjnych przypomniał mi o wczorajszym wieczorze.
Zsunęłam z siebie kołdrę i poszłam do łazienki. Przenikający chłód kafelek łazienkowych zmusił mnie do szybkiego powrotu do przedpokoju z panelami.
Wróciłam do sypialni, żeby się ubrać, a mały szczególik przykuł moją uwagę. Na komodzie leżała zwinięta w rulonik i przewiązana czerwoną wstążką kartka.
-Romantyk - prychnęłam, ale w głębi duszy poczułam rozchodzące się ciepło. Zaciekawiona podeszłam bliżej i rozwinęłam ją.
                                                Najdroższa Lilio
Chcia
łbym cię poinformować o ważnym spotkaniu, które odbędzie się dzisiaj o godzinie szesnastej w pewnym tajemniczym domku. Bardzo proszę o nienaganny wygląd i punktualne przybycie na miejsce.
 A tak serio, to przegada
łem z Borysem pół nocy i jakimś cudem dałem się przekonać do spotkania w jego domu. Wiem, że ciebie też zżera ciekawość jak on wygląda w środku, przede mną nic nie ukryjesz maluchu J. Borys strasznie cię polubił i nie wyobraża sobie, żebym przyjechał bez ciebie. Przyjedziesz? Proszę. Wiem, że się zgodzisz.
 Ps. W piekarniku czekaj
ą na ciebie naleśniki z pyszną niespodzianką, a na stole kanapki.
Smacznego kochanie. Zadzwo
ń, kiedy się zastanowisz.
Ps.2 Jaką ty kaw
ę pijesz?!

Westchnęłam i przeczesałam włosy palcami.
– Czy on kiedykolwiek śpi? - szepnęłam, zastanawiając się, jak on u licha tak dobrze mnie zna. Owszem, pod warstwą chłodu, opanowania, a nawet strachu, na myśl o nowym miejscu zamieszkania Borysa, kryła się we mnie chorobliwa ciekawość i chęć poznania.  Czułam, że muszę zobaczyć, co skrywa, choćby nie wiem co. Tam, gdzie Borys teraz mieszka,
dwanaście lat temu mieszkała rodzina Kapiców.
Przyjechali tutaj, obejrzeli okoliczny las, kazali wyciąć drzewa i wybudowali wielki dom z kolumnami i strzelistym dachem. Byli oni dosyć specyficzni, tajemniczy i prawie nigdy nie wychodzili z domu.
Wielu ludzi próbowało przedrzeć się do ich domu, nawet pod pretekstem dostarczenia pizzy, której nie zamawiali. Mimo starannych wysiłków, śmiałkowie, albo całowali klamkę, a jeśli ich pukanie i dzwonienie stawało się nie do zniesienia, pan Kapic wyściubiał nos przez szparę w drzwiach i skutecznie ich wyganiał. Życie małżeństwa, w sumie ich spokojna egzystencja trwała przez
sześć lat. Została brutalnie przerwana przez coś, o czym tylko oni wiedzieli, a nad czym głowiło się całe miasteczko. Pewne wydarzenie sprawiło, że wynieśli się stąd raz na zawsze. W mieście krążyło wiele plotek, na temat tego, co sprawiło, że w takim pośpiechu zostawili swoje gniazdko. Niektórzy mówili o tym, że ktoś z ich rodziny mocno zachorował, bywały też przypuszczenia dotyczące tego, że pani Kapic zaszła w ciążę i poroniła, inni twierdzili, że chcieli się stąd wyprowadzić, bo mieli dość tego miejsca, nie brakowało też domysłów o tym, że w tym domu straszy.  Ja sama, mając wtedy piętnaście lat podejrzewałam to ostatnie. Tak szybko, jak ludzie się tym zainteresowali, tak szybko zapomnieli. O tym wydarzeniu przypominał jedynie stary, wielki i obrastający już dom oraz obdarty szyld z napisem: na sprzedaż. W takim stanie budowla spoczywała przez sześć lat, aż do teraz. Przerwałam rozmyślania i przeczytałam list raz jeszcze. Na myśl o przepysznych naleśnikach zaburczało mi donoście w brzuchu. Zrzuciłam z siebie piżamę, która składała się z mojej o rozmiar za dużej koszulki i krótkich spodenek sportowych. Wygrzebałam z szafy pierwszy lepszy T-shirt, który okazał się być własnością Tymka oraz szare spodnie dresowe. Ubrałam się i z lekkimi obawami udałam się do kuchni. Od razu w nos uderzył mnie zapach pomarańczy, banana, lekkiej spalenizny, a przede wszystkim kawy. Na stole stało czyste przykrycie, a obok talerzyk z kanapką z serem żółtym, pomidorem i ogórkiem oraz imbryk zaparzonej herbaty. Rozejrzałam się wokoło. Napotkałam spojrzeniem trzy opakowania kawy, każde otwarte i napoczęte. Zachichotałam. Wiedziałam, że nie zasmakuje mu rozpuszczalna i cappuccino. Był zwolennikiem mocnego espresso.
Powolutku uchyliłam drzwiczki piekarnika. Moim oczom ukazały się trzy malutkie zawinięte naleśniki.
Delikatnie wyjęłam blachę i nałożyłam na talerz dwa z tych cudeniek.  Były mocno przypieczone, ale pachniały znakomicie. Usiadłam i wgryzłam się w chrupkie ciasto. W środku wyczułam banana, truskawki i pomarańczę. Po chwili usłyszałam przeciągłe miałczenie.
- Już ci przeszło? - zapytałam i potarmosiłam kotkę za uchem. - Naleśnika nie dostaniesz, ale zaraz nasypię ci chrupki.
Po skończonym śniadaniu nakarmiłam Gaję i położyłam się na kanapie w celu obejrzenia kilku odcinków serialu.
- Jak miło odpocząć od zajęć i uczelni - westchnęłam i przeciągnęłam się.
Przypomniało mi się, że Tymek prosił, abym zadzwoniła do niego z odpowiedzią na to, czy przyjadę do Borysa. Czułam, że to pytanie ma drugie dno, ponieważ nie posiadam samochodu, a przyjazd na miejsce spotkania zająłby mi mnóstwo czasu. Nie myliłam się.
- Tak myszko? O, której po ciebie podjechać?
Roześmiałam się i odchrząknęłam – Cześć, tak myślałam, że o to zapytasz. Myślę, że w pół do szóstej będzie w porządku? – zapytałam zakręcając kosmyk włosów na palec i chodząc od okna w saloniku do kuchni i z powrotem. Droga ta zajmowała mi raptem jakieś dziesięć sekund.
- Jasne, że tak, będę punktualnie – szepnął, przez co moje włoski na karku momentalnie się podniosły.
- Tymek… - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Przepraszam, nie mogę za długo rozmawiać. Idę w kimę, prawie w ogóle nie spałem. – Jakby na potwierdzenie swoich słów przeciągle ziewnął.
- Uhm, jasne. No to… dobranoc – mruknęłam i rozłączyłam się.
Z niewiadomych powodów poczułam się odrzucona. Rozumiem, że jest zmęczony, ale chciałam mu tylko podziękować za to, że wczoraj się mną zaopiekował. Postanowiłam napisać do niego smsa póki jeszcze nie spał. Szybko wystukałam treść wiadomości i wysłałam ją. Po chwili otrzymałam odpowiedź.
Od; Tymek:
Ale
ż proszę skarbie, nie masz, za co dziękować. Przepraszam, że ci przerwałem, ale wprost usypiam na stojąco. Kocham cię. Dobranoc ;)

Uśmiechnęłam się do siebie i wróciłam na kanapę.
O czternastej podeszłam do wieży stereo i włączyłam płytkę z kawałkami metalowymi. Skoczyłam do kuchni, gdzie zaczęłam przygotowywać małe, co nieco na obiad. Wałkując ciasto na pierogi wsłuchiwałam się w dźwięki skrzypiec i wiolonczeli.
- Niezawodna Apocalyptica, zawsze sprawi, że się rozmarzę. - Uśmiechnęłam się.
Pierogi smażyły się na patelni, a ja zagłębiałam się w losy bohaterów z książki.
Kiedy zaczęły satysfakcjonująco skwierczeć, włożyłam do książki okładkę i zsunęłam na talerz cztery z nich.
Po skończonym posiłku, stanęłam przed drzwiami szafy i jęknęłam.
-Staraj się nie być stereotypową kobietą i nie narzekaj, że nie masz się, w co ubrać! – Zbeształam się i rozpoczęłam poszukiwania rzeczy, które nadałyby się na tę okazję.
W końcu postawiłam na czarną bluzkę z białym napisem „ I ‘m not afraid” – O ironio, a właśnie, że się boję - stwierdziłam i zaśmiałam się - do tego granatowe spodnie, skórzaną kurtkę i bordowe glany.
Zdjęłam z siebie koszulkę i dresy i schowałam je do szafy.
Rzuciłam wybrane ubrania na łóżko i poszłam do łazienki się umalować. Kiedy rozczesywałam włosy, usłyszałam brzdęk dzwonka. Zarzuciłam na siebie koc i podeszłam do drzwi.
- Uf, to Tymek - szepnęłam spoglądając przez judasza i nacisnęłam na klamkę.
- Oho, a cóż to za niecodzienny strój? – zapytał oglądając mnie od stóp do głów i jednocześnie unosząc prawą brew.
Rzeczywiście, musiałam wyglądać, co najmniej ciekawie. Do połowy rozczesane loki, pomalowane oczy, gołe stopy i koc z kłaczkami Gai.
- Właśnie się szykowałam, kiedy mi brutalnie przerwałeś. Ale cieszę się, że po mnie przyjechałeś - odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
- Nie chcę cię znowu szukać w lesie - zarechotał i pociągnął mnie za włosy.
- Aj, no przestań, zaraz doprowadzę je do porządku. Daj mi chwilkę, idź sobie coś włączyć –krzyknęłam i zniknęłam za drzwiami łazienki.  Nakładając piankę na włosy, słyszałam strzępek rozmowy.
- No siema. Stary, trochę poczekaj, pindrzy się.
Po drugiej stronie słuchawki rozległy się zawodzące narzekania.
- Czekaj, rzucę ci kluczyki przez okno, jedź kupić paczkę chipsów, czy coś.
Usłyszałam szczęk nawiasów i głośne „Łap!”. Wyskoczyłam z łazienki i pognałam do pokoju.
- Trzeba było mi powiedzieć, że jesteś z Filipem. Pośpieszyłabym się bardziej. Będzie na mnie psioczył całą drogę - jęknęłam.
- Oj przestań miśku, ma zajęcie, nie będzie narzekał, leć się ubierać - odpowiedział i poruszył brwiami w górę i w dół, oglądając mnie w samej bieliźnie.
- A żebyś wiedział, że idę - odpowiedziałam i pokazałam mu język.
Kiedy wybiegałam z pokoju zdążył mi jeszcze sprzedać klapsa.
- Nie pogrywaj sobie! –  krzyknęłam. Usłyszałam jego głośny śmiech. Prychnęłam i pognałam do pokoju. Szybko wskoczyłam w jeansy i bluzkę.
 Filip może i dostał zadanie, które zajmie mu parę minut, ale mimo wszystko wolałam dmuchać na zimne. Po rozstaniu ze swoją dziewczyną, zrobił się strasznie marudny i na wszystko narzekał. Tymek i ja cierpliwie znosiliśmy jego „dołki” i humorki, wspieraliśmy go, żeby nie zamknął się w sobie.
Po trzech tygodniach stał się pogodniejszy, nie widział już świata w samych szarych barwach, jednak jego wahania nastrojów wciąż powracały.
Skończyłam rozczesywać włosy i związałam je w niedbałego koka przy samym karku. Nałożyłam jeszcze tusz do rzęs, a na ramiona zarzuciłam czarny, kaszmirowy sweter. Ostatni raz obejrzałam się w lustrze i ukucnęłam przy łóżku.
- Gajuś, będę późno - mruknęłam i pogłaskałam zawiniątko opatulone moją kołdrą.
Kociak przeciągnął się, ziewnął i jak gdyby nigdy nic wrócił do spania. Wzięłam do ręki kurtkę i delikatnie przymknęłam drzwiczki sypialni.
- Chodź Tymek, możemy iść.
- Filip jeszcze nie wrócił. Mamy szczęście - roześmiał się i przyciągnął mnie do siebie. – Śniadanko smakowało? – Zamruczał swoim niskim głosem, a po plecach przebiegł mi chłodny dreszcz.
- No tak, całkiem zapomniałam, dziękuję kochanie. Było pyszne. Jesteś coraz lepszy w gotowaniu - odpowiedziałam i pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek z nieskrywaną czułością.
Odskoczyliśmy od siebie wystraszeni słysząc mocne walenie w drzwi.
- Przyszedł nasz pan humorzasty - szepnął do mnie i skradł mi jeszcze jednego całusa.
- Już właśnie schodziliśmy - powiedział do zdziwionego naszym nagłym pojawieniem się Filipa.
- Cześć Lila - rzucił. – Kupiłem dwie paczki chipsów i butelkę pepsi. Chyba starczy?
- Jasne, Borys też pewnie coś ma - mrugnął Tymek do Filipa.
 - Ej, ej, panowie. Co kombinujecie? Żadnego alkoholu. Już zapomnieliście o felernej nocy u Pawła?- zapytałam mając przed oczami złe obrazy.
 Ze snu wyrwał mnie wtedy ostry dźwięk dzwonka telefonu.  Zaspanym wzrokiem spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił Tymek. Odebrałam i wysłuchałam bełkotu mojego pijanego w sztok chłopaka.
Z tego, co zrozumiałam, to Paweł załatwił jakąś ostrą popijawę i wszyscy kompletnie się upili, a pewien chłopak wypadł z balkonu. Moje trybiki w mózgu pracowały wtedy na najwyższych obrotach. Kazałam mu zadzwonić po karetkę, policję i obiecałam, że zaraz przyjadę. Jednak to, że nie mam samochodu znacznie utrudniło sprawę. Musiałam zadzwonić o drugiej w nocy do cioci, która mieszka parę kilometrów od mojej kawalerki i wybłagać od niej pożyczenie auta. Na szczęście się zgodziła. Ubrałam się szybko i wybiegłam z domu.  Kiedy dotarłam na miejsce, karetka zabierała rannego chłopaka, a policjanci spisywali zeznania od Tymka i Filipa. Podbiegłam do nich zdenerwowana i przedstawiłam się gliniarzom.
- Dzięki, że jesteś Lila - wybełkotał chłopak.
 Później musiałam odwieźć do domu obu panów, którzy słodko chrapali na tylnych siedzeniach samochodu.
- Oj Lila, nie przesadzaj. To było dawno. Nie będziemy przeginać, obiecuję.
- Trzymam cię za słowo, a teraz już chodźmy. – Spojrzałam na niego srogo i złapałam jego dłoń.
 Dwadzieścia minut później, byliśmy już na miejscu. Budynek sprawiał wrażenie starego i zaniedbanego, przez obrastające go chwasty.
- Nieźle tu zarosło. - Zagwizdał Tymek i kopnął suchą trawę sięgającą kolan.
Usłyszeliśmy głośne skrzypnięcie metalowych drzwi, a po chwili zobaczyliśmy wystającą głowę Borysa.
- Właźcie, bo zimno - krzyknął i uchylił szerzej ciężkie wrota.
Odnaleźliśmy ścieżkę, podbiegliśmy do chłopaka i weszliśmy do przyjemnie ciepłego domu.
- Tutaj macie wieszak - powiedział, ale nikt go nie słuchał, wszyscy wpatrzeni byli w kamienne ściany, stare obrazy, fotografie i staroświecki dywan ciągnący się w głąb korytarza.
- Zostawili po sobie obrazy, zdjęcia i dywan, pytałem o nie, ale nie chcieli ich zabrać - odpowiedział Borys na pytanie wiszące w powietrzu.
- Dziwne - szepnęłam i przeciągnęłam dłonią po zimnej ścianie. W dotyku była chropowata i niesamowicie chłodna.
- Dobra, chodźcie do salonu, rozbierzcie się i wezmę was na zwiedzanie tej jakże monumentalnej budowli - powiedział, a wszyscy momentalnie wypadliśmy z dziwnego transu i posłusznie szliśmy za naszym przewodnikiem.
Dom wydawał się być naprawdę wielki, ale jednocześnie przytulny. Na każdej ze ścian wisiało mnóstwo obrazów i czarno-białych zdjęć. Wokół nas panowała niezwykła cisza. Każdy wydawał się być zaciekawiony w takim samym stopniu jak ja. Słychać było tylko nasze miarowe oddechy i echo stawianych kroków. Minęliśmy drewniane, strome schody i skręciliśmy do jednego z pomieszczeń.
Okazało się ono być ogromnym pokojem gościnnym. Wyglądałby jak z całkowicie innej epoki, gdyby nie pięćdziesięciocalowa plazma na środku ściany i konsola do gier. Tylko one przypominały nam, że mamy dwudziesty pierwszy wiek, a nie osiemnasty, na co wskazywały meble i liczne obrazy w stylu rokokowym. Na środku pokoju stała niezwykle zawile zdobiona ława, na której porozrzucane randomowo sztuczne róże otaczały niebieski wazon. Za stołem znajdowała się kanapa, która wydawała się przyćmiewać wszystko wokół swoim wyglądem. Wyglądała na bardzo wąską i niewygodną, ale kwiecisty wzór, którym była obszyta odwracał od tego uwagę. Wokół ławy stały także dwa fotele o takim samym zdobieniu jak sofa. W lewym rogu pokoju zajmowała miejsce przepiękna toaletka, której nogi były do tego stopnia wyrzeźbione, że wyglądały, jakby za chwilę miały ożyć. Na przeciwko stał sekretarzyk. Coś, o czym zawsze marzyłam.
- Cholera. Musieli być nieźle nadziani – mruknął Filip.
- Zdecydowanie.
  Co prawda, państwo Kapicowie musieli mieć dużo pieniędzy, w końcu wybudowali ten zamek i wyposażyli go w zmysłowy sposób, ale zastanawiał mnie sam Borys. Skąd on wziął pieniądze na kupno tego wszystkiego? Ten chłopak z każdym dniem pokazywał, jak wiele tajemnic skrywa. Niesamowicie intrygował samym sposobem bycia.
Na chwilę odsunęłam od siebie myśli o Borysie. Podeszłam do sekretarzyka i zawahałam się. Chciałabym go dotknąć, ale po prostu się bałam.
Kątem oka spostrzegłam, że chłopcy także zachowują się jak w muzeum. Filip z dłońmi splecionymi za plecami oglądał kanapę ze wszystkich stron. Tymek kucał przy toaletce. Usłyszeliśmy śmiech Borysa.
- Spokojnie, możecie wszystkiego dotykać. To już moja własność. To nie wernisaż – parsknął i podrapał się za uchem.
Przesunęłam dłonią po malutkich szufladkach ozdobionych srebrnymi uchwytami.
Pomyśleć, że kiedyś wszystko było rzeźbione i ozdabiane ręcznie w tworzywach naturalnych, a teraz ludzie idą na łatwiznę, robiąc wszystko z tworzyw sztucznych i nie zawracając sobie głowy pracą, którą zajmują się maszyny.
Obejrzeliśmy wszystko, co znajdowało się w tym pokoju, Borys kazał nam zostawić kurtki, a sam gdzieś zniknął.
Po chwili usłyszeliśmy dźwięki melancholijnej muzyki dobiegającej gdzieś z wnętrza budynku.
Spojrzeliśmy na siebie, a po chwili wszystkie światła zgasły.
- Cholerny świr. Borys, co ty odpieprzasz? – krzyknął Filip.
Usłyszałam szelest, a po upływie kilku sekund pokój rozjaśniło światło z telefonu Tymka.
Przysunęłam się bliżej chłopaka i złapałam go za rękę. Uśmiechnął się, mocniej ścisnął moją dłoń i wyszliśmy na przedpokój.
Niepokojąca muzyka niosła się echem po korytarzu.  Spojrzałam w stronę schodów i zobaczyłam, że Borys schodzi po schodach trzymając w dłoniach świeczkę.
- Co ty odwalasz stary? – Filip podszedł do niego i walnął go pięścią w ramię.
- Dziewczynka się przestraszyła? – Prychnął – stwierdziłem, że was troszeczkę nastraszę. – Puścił oczko do Tymka, a ja już wiedziałam, o co chodzi.
- Zaplanowaliście to? – zapytałam udając naburmuszoną. Puściłam rękę Tymka, który stał teraz z miną niewiniątka i podeszłam do Filipa.
- Chodź, idziemy się napić – złapałam chłopaka za rękę i poszliśmy do kuchni.

*-* Przepraszam za tak słaby rozwój bloga i postój z nowymi rozdziałami. Postaram się je dodawać częściej. Zapraszam do komentowania ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz