czwartek, 29 grudnia 2016

III"Domum novam aedificavi" - "Zbudowałem nowy dom"

 Poczułam, że coś ciężkiego się na mnie uwaliło i zaczęło się rozciągać.
- Gaja, złaź! - jęknęłam i przewróciłam się na plecy przecierając zaspane oczy. Kotka fuknęła na mnie urażona, bo spadała z łóżka.
- No już, nie obrażaj się. Chodź do pani, no chodź! – zawołałam, ale zobaczyłam tylko dumnie uniesiony ogon znikający za drzwiami sypialni.
- Panna obrażalska. - Roześmiałam się i przeciągle ziewnęłam. Wyciągnęłam ręce do góry i rozciągnęłam się. Ból kręgów szyjnych przypomniał mi o wczorajszym wieczorze.
Zsunęłam z siebie kołdrę i poszłam do łazienki. Przenikający chłód kafelek łazienkowych zmusił mnie do szybkiego powrotu do przedpokoju z panelami.
Wróciłam do sypialni, żeby się ubrać, a mały szczególik przykuł moją uwagę. Na komodzie leżała zwinięta w rulonik i przewiązana czerwoną wstążką kartka.
-Romantyk - prychnęłam, ale w głębi duszy poczułam rozchodzące się ciepło. Zaciekawiona podeszłam bliżej i rozwinęłam ją.
                                                Najdroższa Lilio
Chcia
łbym cię poinformować o ważnym spotkaniu, które odbędzie się dzisiaj o godzinie szesnastej w pewnym tajemniczym domku. Bardzo proszę o nienaganny wygląd i punktualne przybycie na miejsce.
 A tak serio, to przegada
łem z Borysem pół nocy i jakimś cudem dałem się przekonać do spotkania w jego domu. Wiem, że ciebie też zżera ciekawość jak on wygląda w środku, przede mną nic nie ukryjesz maluchu J. Borys strasznie cię polubił i nie wyobraża sobie, żebym przyjechał bez ciebie. Przyjedziesz? Proszę. Wiem, że się zgodzisz.
 Ps. W piekarniku czekaj
ą na ciebie naleśniki z pyszną niespodzianką, a na stole kanapki.
Smacznego kochanie. Zadzwo
ń, kiedy się zastanowisz.
Ps.2 Jaką ty kaw
ę pijesz?!

Westchnęłam i przeczesałam włosy palcami.
– Czy on kiedykolwiek śpi? - szepnęłam, zastanawiając się, jak on u licha tak dobrze mnie zna. Owszem, pod warstwą chłodu, opanowania, a nawet strachu, na myśl o nowym miejscu zamieszkania Borysa, kryła się we mnie chorobliwa ciekawość i chęć poznania.  Czułam, że muszę zobaczyć, co skrywa, choćby nie wiem co. Tam, gdzie Borys teraz mieszka,
dwanaście lat temu mieszkała rodzina Kapiców.
Przyjechali tutaj, obejrzeli okoliczny las, kazali wyciąć drzewa i wybudowali wielki dom z kolumnami i strzelistym dachem. Byli oni dosyć specyficzni, tajemniczy i prawie nigdy nie wychodzili z domu.
Wielu ludzi próbowało przedrzeć się do ich domu, nawet pod pretekstem dostarczenia pizzy, której nie zamawiali. Mimo starannych wysiłków, śmiałkowie, albo całowali klamkę, a jeśli ich pukanie i dzwonienie stawało się nie do zniesienia, pan Kapic wyściubiał nos przez szparę w drzwiach i skutecznie ich wyganiał. Życie małżeństwa, w sumie ich spokojna egzystencja trwała przez
sześć lat. Została brutalnie przerwana przez coś, o czym tylko oni wiedzieli, a nad czym głowiło się całe miasteczko. Pewne wydarzenie sprawiło, że wynieśli się stąd raz na zawsze. W mieście krążyło wiele plotek, na temat tego, co sprawiło, że w takim pośpiechu zostawili swoje gniazdko. Niektórzy mówili o tym, że ktoś z ich rodziny mocno zachorował, bywały też przypuszczenia dotyczące tego, że pani Kapic zaszła w ciążę i poroniła, inni twierdzili, że chcieli się stąd wyprowadzić, bo mieli dość tego miejsca, nie brakowało też domysłów o tym, że w tym domu straszy.  Ja sama, mając wtedy piętnaście lat podejrzewałam to ostatnie. Tak szybko, jak ludzie się tym zainteresowali, tak szybko zapomnieli. O tym wydarzeniu przypominał jedynie stary, wielki i obrastający już dom oraz obdarty szyld z napisem: na sprzedaż. W takim stanie budowla spoczywała przez sześć lat, aż do teraz. Przerwałam rozmyślania i przeczytałam list raz jeszcze. Na myśl o przepysznych naleśnikach zaburczało mi donoście w brzuchu. Zrzuciłam z siebie piżamę, która składała się z mojej o rozmiar za dużej koszulki i krótkich spodenek sportowych. Wygrzebałam z szafy pierwszy lepszy T-shirt, który okazał się być własnością Tymka oraz szare spodnie dresowe. Ubrałam się i z lekkimi obawami udałam się do kuchni. Od razu w nos uderzył mnie zapach pomarańczy, banana, lekkiej spalenizny, a przede wszystkim kawy. Na stole stało czyste przykrycie, a obok talerzyk z kanapką z serem żółtym, pomidorem i ogórkiem oraz imbryk zaparzonej herbaty. Rozejrzałam się wokoło. Napotkałam spojrzeniem trzy opakowania kawy, każde otwarte i napoczęte. Zachichotałam. Wiedziałam, że nie zasmakuje mu rozpuszczalna i cappuccino. Był zwolennikiem mocnego espresso.
Powolutku uchyliłam drzwiczki piekarnika. Moim oczom ukazały się trzy malutkie zawinięte naleśniki.
Delikatnie wyjęłam blachę i nałożyłam na talerz dwa z tych cudeniek.  Były mocno przypieczone, ale pachniały znakomicie. Usiadłam i wgryzłam się w chrupkie ciasto. W środku wyczułam banana, truskawki i pomarańczę. Po chwili usłyszałam przeciągłe miałczenie.
- Już ci przeszło? - zapytałam i potarmosiłam kotkę za uchem. - Naleśnika nie dostaniesz, ale zaraz nasypię ci chrupki.
Po skończonym śniadaniu nakarmiłam Gaję i położyłam się na kanapie w celu obejrzenia kilku odcinków serialu.
- Jak miło odpocząć od zajęć i uczelni - westchnęłam i przeciągnęłam się.
Przypomniało mi się, że Tymek prosił, abym zadzwoniła do niego z odpowiedzią na to, czy przyjadę do Borysa. Czułam, że to pytanie ma drugie dno, ponieważ nie posiadam samochodu, a przyjazd na miejsce spotkania zająłby mi mnóstwo czasu. Nie myliłam się.
- Tak myszko? O, której po ciebie podjechać?
Roześmiałam się i odchrząknęłam – Cześć, tak myślałam, że o to zapytasz. Myślę, że w pół do szóstej będzie w porządku? – zapytałam zakręcając kosmyk włosów na palec i chodząc od okna w saloniku do kuchni i z powrotem. Droga ta zajmowała mi raptem jakieś dziesięć sekund.
- Jasne, że tak, będę punktualnie – szepnął, przez co moje włoski na karku momentalnie się podniosły.
- Tymek… - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Przepraszam, nie mogę za długo rozmawiać. Idę w kimę, prawie w ogóle nie spałem. – Jakby na potwierdzenie swoich słów przeciągle ziewnął.
- Uhm, jasne. No to… dobranoc – mruknęłam i rozłączyłam się.
Z niewiadomych powodów poczułam się odrzucona. Rozumiem, że jest zmęczony, ale chciałam mu tylko podziękować za to, że wczoraj się mną zaopiekował. Postanowiłam napisać do niego smsa póki jeszcze nie spał. Szybko wystukałam treść wiadomości i wysłałam ją. Po chwili otrzymałam odpowiedź.
Od; Tymek:
Ale
ż proszę skarbie, nie masz, za co dziękować. Przepraszam, że ci przerwałem, ale wprost usypiam na stojąco. Kocham cię. Dobranoc ;)

Uśmiechnęłam się do siebie i wróciłam na kanapę.
O czternastej podeszłam do wieży stereo i włączyłam płytkę z kawałkami metalowymi. Skoczyłam do kuchni, gdzie zaczęłam przygotowywać małe, co nieco na obiad. Wałkując ciasto na pierogi wsłuchiwałam się w dźwięki skrzypiec i wiolonczeli.
- Niezawodna Apocalyptica, zawsze sprawi, że się rozmarzę. - Uśmiechnęłam się.
Pierogi smażyły się na patelni, a ja zagłębiałam się w losy bohaterów z książki.
Kiedy zaczęły satysfakcjonująco skwierczeć, włożyłam do książki okładkę i zsunęłam na talerz cztery z nich.
Po skończonym posiłku, stanęłam przed drzwiami szafy i jęknęłam.
-Staraj się nie być stereotypową kobietą i nie narzekaj, że nie masz się, w co ubrać! – Zbeształam się i rozpoczęłam poszukiwania rzeczy, które nadałyby się na tę okazję.
W końcu postawiłam na czarną bluzkę z białym napisem „ I ‘m not afraid” – O ironio, a właśnie, że się boję - stwierdziłam i zaśmiałam się - do tego granatowe spodnie, skórzaną kurtkę i bordowe glany.
Zdjęłam z siebie koszulkę i dresy i schowałam je do szafy.
Rzuciłam wybrane ubrania na łóżko i poszłam do łazienki się umalować. Kiedy rozczesywałam włosy, usłyszałam brzdęk dzwonka. Zarzuciłam na siebie koc i podeszłam do drzwi.
- Uf, to Tymek - szepnęłam spoglądając przez judasza i nacisnęłam na klamkę.
- Oho, a cóż to za niecodzienny strój? – zapytał oglądając mnie od stóp do głów i jednocześnie unosząc prawą brew.
Rzeczywiście, musiałam wyglądać, co najmniej ciekawie. Do połowy rozczesane loki, pomalowane oczy, gołe stopy i koc z kłaczkami Gai.
- Właśnie się szykowałam, kiedy mi brutalnie przerwałeś. Ale cieszę się, że po mnie przyjechałeś - odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
- Nie chcę cię znowu szukać w lesie - zarechotał i pociągnął mnie za włosy.
- Aj, no przestań, zaraz doprowadzę je do porządku. Daj mi chwilkę, idź sobie coś włączyć –krzyknęłam i zniknęłam za drzwiami łazienki.  Nakładając piankę na włosy, słyszałam strzępek rozmowy.
- No siema. Stary, trochę poczekaj, pindrzy się.
Po drugiej stronie słuchawki rozległy się zawodzące narzekania.
- Czekaj, rzucę ci kluczyki przez okno, jedź kupić paczkę chipsów, czy coś.
Usłyszałam szczęk nawiasów i głośne „Łap!”. Wyskoczyłam z łazienki i pognałam do pokoju.
- Trzeba było mi powiedzieć, że jesteś z Filipem. Pośpieszyłabym się bardziej. Będzie na mnie psioczył całą drogę - jęknęłam.
- Oj przestań miśku, ma zajęcie, nie będzie narzekał, leć się ubierać - odpowiedział i poruszył brwiami w górę i w dół, oglądając mnie w samej bieliźnie.
- A żebyś wiedział, że idę - odpowiedziałam i pokazałam mu język.
Kiedy wybiegałam z pokoju zdążył mi jeszcze sprzedać klapsa.
- Nie pogrywaj sobie! –  krzyknęłam. Usłyszałam jego głośny śmiech. Prychnęłam i pognałam do pokoju. Szybko wskoczyłam w jeansy i bluzkę.
 Filip może i dostał zadanie, które zajmie mu parę minut, ale mimo wszystko wolałam dmuchać na zimne. Po rozstaniu ze swoją dziewczyną, zrobił się strasznie marudny i na wszystko narzekał. Tymek i ja cierpliwie znosiliśmy jego „dołki” i humorki, wspieraliśmy go, żeby nie zamknął się w sobie.
Po trzech tygodniach stał się pogodniejszy, nie widział już świata w samych szarych barwach, jednak jego wahania nastrojów wciąż powracały.
Skończyłam rozczesywać włosy i związałam je w niedbałego koka przy samym karku. Nałożyłam jeszcze tusz do rzęs, a na ramiona zarzuciłam czarny, kaszmirowy sweter. Ostatni raz obejrzałam się w lustrze i ukucnęłam przy łóżku.
- Gajuś, będę późno - mruknęłam i pogłaskałam zawiniątko opatulone moją kołdrą.
Kociak przeciągnął się, ziewnął i jak gdyby nigdy nic wrócił do spania. Wzięłam do ręki kurtkę i delikatnie przymknęłam drzwiczki sypialni.
- Chodź Tymek, możemy iść.
- Filip jeszcze nie wrócił. Mamy szczęście - roześmiał się i przyciągnął mnie do siebie. – Śniadanko smakowało? – Zamruczał swoim niskim głosem, a po plecach przebiegł mi chłodny dreszcz.
- No tak, całkiem zapomniałam, dziękuję kochanie. Było pyszne. Jesteś coraz lepszy w gotowaniu - odpowiedziałam i pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek z nieskrywaną czułością.
Odskoczyliśmy od siebie wystraszeni słysząc mocne walenie w drzwi.
- Przyszedł nasz pan humorzasty - szepnął do mnie i skradł mi jeszcze jednego całusa.
- Już właśnie schodziliśmy - powiedział do zdziwionego naszym nagłym pojawieniem się Filipa.
- Cześć Lila - rzucił. – Kupiłem dwie paczki chipsów i butelkę pepsi. Chyba starczy?
- Jasne, Borys też pewnie coś ma - mrugnął Tymek do Filipa.
 - Ej, ej, panowie. Co kombinujecie? Żadnego alkoholu. Już zapomnieliście o felernej nocy u Pawła?- zapytałam mając przed oczami złe obrazy.
 Ze snu wyrwał mnie wtedy ostry dźwięk dzwonka telefonu.  Zaspanym wzrokiem spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił Tymek. Odebrałam i wysłuchałam bełkotu mojego pijanego w sztok chłopaka.
Z tego, co zrozumiałam, to Paweł załatwił jakąś ostrą popijawę i wszyscy kompletnie się upili, a pewien chłopak wypadł z balkonu. Moje trybiki w mózgu pracowały wtedy na najwyższych obrotach. Kazałam mu zadzwonić po karetkę, policję i obiecałam, że zaraz przyjadę. Jednak to, że nie mam samochodu znacznie utrudniło sprawę. Musiałam zadzwonić o drugiej w nocy do cioci, która mieszka parę kilometrów od mojej kawalerki i wybłagać od niej pożyczenie auta. Na szczęście się zgodziła. Ubrałam się szybko i wybiegłam z domu.  Kiedy dotarłam na miejsce, karetka zabierała rannego chłopaka, a policjanci spisywali zeznania od Tymka i Filipa. Podbiegłam do nich zdenerwowana i przedstawiłam się gliniarzom.
- Dzięki, że jesteś Lila - wybełkotał chłopak.
 Później musiałam odwieźć do domu obu panów, którzy słodko chrapali na tylnych siedzeniach samochodu.
- Oj Lila, nie przesadzaj. To było dawno. Nie będziemy przeginać, obiecuję.
- Trzymam cię za słowo, a teraz już chodźmy. – Spojrzałam na niego srogo i złapałam jego dłoń.
 Dwadzieścia minut później, byliśmy już na miejscu. Budynek sprawiał wrażenie starego i zaniedbanego, przez obrastające go chwasty.
- Nieźle tu zarosło. - Zagwizdał Tymek i kopnął suchą trawę sięgającą kolan.
Usłyszeliśmy głośne skrzypnięcie metalowych drzwi, a po chwili zobaczyliśmy wystającą głowę Borysa.
- Właźcie, bo zimno - krzyknął i uchylił szerzej ciężkie wrota.
Odnaleźliśmy ścieżkę, podbiegliśmy do chłopaka i weszliśmy do przyjemnie ciepłego domu.
- Tutaj macie wieszak - powiedział, ale nikt go nie słuchał, wszyscy wpatrzeni byli w kamienne ściany, stare obrazy, fotografie i staroświecki dywan ciągnący się w głąb korytarza.
- Zostawili po sobie obrazy, zdjęcia i dywan, pytałem o nie, ale nie chcieli ich zabrać - odpowiedział Borys na pytanie wiszące w powietrzu.
- Dziwne - szepnęłam i przeciągnęłam dłonią po zimnej ścianie. W dotyku była chropowata i niesamowicie chłodna.
- Dobra, chodźcie do salonu, rozbierzcie się i wezmę was na zwiedzanie tej jakże monumentalnej budowli - powiedział, a wszyscy momentalnie wypadliśmy z dziwnego transu i posłusznie szliśmy za naszym przewodnikiem.
Dom wydawał się być naprawdę wielki, ale jednocześnie przytulny. Na każdej ze ścian wisiało mnóstwo obrazów i czarno-białych zdjęć. Wokół nas panowała niezwykła cisza. Każdy wydawał się być zaciekawiony w takim samym stopniu jak ja. Słychać było tylko nasze miarowe oddechy i echo stawianych kroków. Minęliśmy drewniane, strome schody i skręciliśmy do jednego z pomieszczeń.
Okazało się ono być ogromnym pokojem gościnnym. Wyglądałby jak z całkowicie innej epoki, gdyby nie pięćdziesięciocalowa plazma na środku ściany i konsola do gier. Tylko one przypominały nam, że mamy dwudziesty pierwszy wiek, a nie osiemnasty, na co wskazywały meble i liczne obrazy w stylu rokokowym. Na środku pokoju stała niezwykle zawile zdobiona ława, na której porozrzucane randomowo sztuczne róże otaczały niebieski wazon. Za stołem znajdowała się kanapa, która wydawała się przyćmiewać wszystko wokół swoim wyglądem. Wyglądała na bardzo wąską i niewygodną, ale kwiecisty wzór, którym była obszyta odwracał od tego uwagę. Wokół ławy stały także dwa fotele o takim samym zdobieniu jak sofa. W lewym rogu pokoju zajmowała miejsce przepiękna toaletka, której nogi były do tego stopnia wyrzeźbione, że wyglądały, jakby za chwilę miały ożyć. Na przeciwko stał sekretarzyk. Coś, o czym zawsze marzyłam.
- Cholera. Musieli być nieźle nadziani – mruknął Filip.
- Zdecydowanie.
  Co prawda, państwo Kapicowie musieli mieć dużo pieniędzy, w końcu wybudowali ten zamek i wyposażyli go w zmysłowy sposób, ale zastanawiał mnie sam Borys. Skąd on wziął pieniądze na kupno tego wszystkiego? Ten chłopak z każdym dniem pokazywał, jak wiele tajemnic skrywa. Niesamowicie intrygował samym sposobem bycia.
Na chwilę odsunęłam od siebie myśli o Borysie. Podeszłam do sekretarzyka i zawahałam się. Chciałabym go dotknąć, ale po prostu się bałam.
Kątem oka spostrzegłam, że chłopcy także zachowują się jak w muzeum. Filip z dłońmi splecionymi za plecami oglądał kanapę ze wszystkich stron. Tymek kucał przy toaletce. Usłyszeliśmy śmiech Borysa.
- Spokojnie, możecie wszystkiego dotykać. To już moja własność. To nie wernisaż – parsknął i podrapał się za uchem.
Przesunęłam dłonią po malutkich szufladkach ozdobionych srebrnymi uchwytami.
Pomyśleć, że kiedyś wszystko było rzeźbione i ozdabiane ręcznie w tworzywach naturalnych, a teraz ludzie idą na łatwiznę, robiąc wszystko z tworzyw sztucznych i nie zawracając sobie głowy pracą, którą zajmują się maszyny.
Obejrzeliśmy wszystko, co znajdowało się w tym pokoju, Borys kazał nam zostawić kurtki, a sam gdzieś zniknął.
Po chwili usłyszeliśmy dźwięki melancholijnej muzyki dobiegającej gdzieś z wnętrza budynku.
Spojrzeliśmy na siebie, a po chwili wszystkie światła zgasły.
- Cholerny świr. Borys, co ty odpieprzasz? – krzyknął Filip.
Usłyszałam szelest, a po upływie kilku sekund pokój rozjaśniło światło z telefonu Tymka.
Przysunęłam się bliżej chłopaka i złapałam go za rękę. Uśmiechnął się, mocniej ścisnął moją dłoń i wyszliśmy na przedpokój.
Niepokojąca muzyka niosła się echem po korytarzu.  Spojrzałam w stronę schodów i zobaczyłam, że Borys schodzi po schodach trzymając w dłoniach świeczkę.
- Co ty odwalasz stary? – Filip podszedł do niego i walnął go pięścią w ramię.
- Dziewczynka się przestraszyła? – Prychnął – stwierdziłem, że was troszeczkę nastraszę. – Puścił oczko do Tymka, a ja już wiedziałam, o co chodzi.
- Zaplanowaliście to? – zapytałam udając naburmuszoną. Puściłam rękę Tymka, który stał teraz z miną niewiniątka i podeszłam do Filipa.
- Chodź, idziemy się napić – złapałam chłopaka za rękę i poszliśmy do kuchni.

*-* Przepraszam za tak słaby rozwój bloga i postój z nowymi rozdziałami. Postaram się je dodawać częściej. Zapraszam do komentowania ;)





poniedziałek, 15 sierpnia 2016

II „Audi multa, dic pauca! – Słuchaj dużo, mów mało!”

- Lilii, Łap!
Zaskoczona podniosłam obie ręce do góry, gotowe do chwytu. Wpadła w nie płyta.
- Co to za płyta? - Zaciekawiona oglądałam ją ze wszystkich stron, jednakże nie było na niej żadnej nazwy.
- Włącz i sama się przekonaj - odpowiedział Tymek i zadowolony z siebie rozwalił się na fotelu.
- Jaki z ciebie tajemniczek - to powiedziawszy posłusznie włożyłam płytę do odtwarzacza.
Po chwili jego pokój zalały dźwięki gitary elektrycznej, do której dołączyły perkusja i gitara basowa.
Popatrzyłam na niego oniemiała, ale on nie zwracał na mnie uwagi. Zatracony w muzyce, zamknął oczy
 i podrygiwał do rytmu. Muzyka miała ciekawą melodię i ładne brzmienie, a co najważniejsze w tle pobrzmiewała perkusja! Zszokowana przekręciłam gałkę prawie do końca. Chłopak otworzył jedno oko i uśmiechnął się szeroko, słysząc głośniejszą muzykę.
Wróciłam na kanapę, na której siedziałam już długi czas, pod stertą koców i w ciepłym dresie Tymka, bezskutecznie próbując się rozgrzać po zimnym spacerze. Opatuliłam się polarowym przykryciem po czubek nosa i położyłam głowę na poduszce czując przyjemne drgania bijące od głośników.
Kiedy piosenka dobiegła końca, Tymek wstał i energicznym ruchem wyjął płytę. Obracając ją w palcach stanął przede mną z wyczekiwaniem wymalowanym na twarzy.
- Znaleźliście perkusistę?! I nagraliście nowy kawałek?! – krzyknęłam i wstałam na równe nogi zrzucając na podłogę wszystkie koce. Podeszłam do niego i przytuliłam się mocno do jego torsu. Odwzajemnił mój uścisk kładąc dłonie na mojej talii.
- Gratuluję – szepnęłam i uszczypnęłam go w policzek. Zrobiłam to specjalnie, bo wiedziałam jak bardzo tego nie lubił. Zignorował uszczypnięcie i odsunął się ode mnie na krok.
- Jest niesamowity, co?  –  zapytał niemal pusząc się z dumy. Tak podekscytowanego to go jeszcze nie widziałam. Jego oczy płonęły jak dwa węgielki, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- No jasne, wie jak się posługiwać pałeczkami - roześmiałam się serdecznie.
- I to jak! Ta piosenka to dopiero przedsmak, już mamy mnóstwo nowych pomysłów. – Widać było jak na dłoni, że aż pali się do pracy, co niezmiernie mnie ucieszyło, bo, mimo że jest świetnym chłopakiem to nie kryję, że straszny z niego leniuch.
- Genialnie. Cieszę się, że wreszcie zaczęło się wam układać. - Tymek razem z Filipem już od dawna grali razem różne piosenki. Jednak gitara basowa i elektryczna to za mało, żeby tworzyć coś, co by ich zadowoliło. Brakowało im podkładu.
- Skąd go wytrzasnąłeś?  – zapytałam szczerze zaciekawiona.
- Wprowadził się kilka tygodni temu, do tego starego domu, przy Zamkowej. Chodzi ze mną na wykłady.  Poznaliśmy się, zgadaliśmy i okazało się, że od kilku lat gra na perkusji.
Wsunęłam na nogi buty, które jako jedyne z moich ubrań pozostały suche.
- Hm. Ciekawe… – W zamyśleniu podrapałam się po brodzie -Ten dom już tak długo stoi opustoszały.
Naszą rozmowę przerwało energiczne stukanie do drzwi. Tymek poszedł zobaczyć, kto przyszedł.
- O wilku mowa!-  Usłyszałam krzyk mojego chłopaka. Zasznurowałam glany, co poszło mi błyskawicznie, gdyż opanowałam to do perfekcji i wstałam z kanapy.
Po chwili moim oczom ukazał się młody chłopak o intensywnie brązowych oczach. Ciemne włosy miał splecione w warkocz, który sięgał mu aż do pasa. Ubrany był w długi czarny płaszcz i jeansy, szyję owinął granatowym szalikiem. Na nogach miał glany. Jego ubiór sprawiał, że od razu na myśl przychodził jego opis - ten, który nie lubi zwracać na siebie uwagi, jest spokojny, cichy.
- Cześć, ty pewnie jesteś Lilia, Tymek dużo o tobie opowiada - mój chłopak zgromił go spojrzeniem, na co ciemnowłosy tylko spojrzał na niego pobłażliwie.
- Jestem Borys - uśmiechnął się i wyciągnął wielką dłoń w moim kierunku.
- Tak, to ja jestem Lilia, miło mi ciebie poznać, mów mi proszę Lilii. – Kiedy odwzajemniłam uścisk jego ogromnej dłoni poczułam się malutka. Mimo, że nie jestem niska, to moje metr siedemdziesiąt wydawało się marne przy rozmiarach Borysa.
- Dobrze, mnie też miło ciebie poznać Lilii. – Odpowiedział cały czas ściskając mnie za rękę.
Nie powiem, ale Borys swoim pierwszym wrażeniem zaimponował mi. Był szarmancki, dystyngowany, elegancki i dobrze wychowany. Jego dobre maniery zdawały się wypełniać całe to pomieszczenie. W jego oczach było tyle ciepła i spokoju ducha, że od samego patrzenia momentalnie uspokoiłam się.
Było widać, że jest zupełnie odmienny niż drugi ze współpracowników Tymka Filip.
Filip był dość ekstrawagancki, zupełnie niczym się nie przejmował. Starał się żyć chwilą, nie zwracał uwagi na konsekwencje. Jednym słowem był po prostu szalony. Ucieszyłam się, bo miałam nadzieję, że Borys wprowadzi trochę równowagi i spokoju do ich zespołu.
- Starczy już tych przywitań, bo zaraz zrobi się niezręcznie, a ja będę zazdrosny – powiedział z przekąsem Tymek wywołując uśmiech na mojej twarzy. Wepchał się między nas, odciągnął mnie i usiadł na kanapie sadzając mnie obok. Borys zdjął płaszcz, szalik i zabierał się właśnie do rozwiązywania butów, ale Tymek mu na to nie pozwolił.
- Stary, przestań, u mnie glany to kapcie - odpowiedział wskazując na swoje obdarte już trapery i moje ciemno czerwone buciki. Nie wytrzymałam tego porównania i wybuchłam śmiechem, co miało konsekwencje tego, że i Borys i Tymek również zaczęli brechtać. Kiedy się uspokoiliśmy, perkusista rozsiadł się wygodnie w fotelu i zaczęliśmy rozmawiać. Zapytałam go o to, dlaczego wybrał akurat taki dom, stary i dawno niezamieszkiwany.
- Po prostu lubię takie klimaty. Trzeszczące schody, skrzypiące drzwi i 
„tą starość w powietrzu” – tu zaznaczył w powietrzu znak przypominający cudzysłów. - No i też świadomość, że ktoś tam kiedyś umarł - uśmiechnął się złośliwie i zatarł ręce.
Na chwilę zapadła cisza, ale kiedy Borys parsknął, dołączyliśmy do niego i śmialiśmy się wszyscy.
Tymek skoczył do składziku po drewno i rozpalał ogień w kominku. Borys wyszedł na chwilę przed dom. Ja poszłam do kuchni z zamiarem przygotowania sobie czegoś ciepłego do picia, bo nadal było mi trochę zimno. Wstawiłam wodę w czajniku i stwierdziłam, że chłopcy pewnie też chętnie się czegoś napiją, więc wyjęłam z szafki trzy kubki. Dwa z nich miały na sobie wzory z kolorowych kropek i pasków, a trzeci, który był moim ulubionym miał na sobie ilustrację przedstawiającą czerwonego kapturka stojącego przed domkiem babci.  Czekając aż woda się zagotuje, bębniłam palcami o blat kuchenny i wyglądałam przez okno. Czasami życie toczy się tak szybko i intensywnie, że nie zauważamy najistotniejszych rzeczy. Przez stres, natłok obowiązków i mało wolnego czasu nie spostrzegłam, kiedy to już prawie wszystkie kolorowe liście spadły z drzew, pozostawiając je nagie i bezbronne, narażone na podmuchy bezlitosnego wiatru. Nie widziałam też jak te, leżące już na ziemi z pięknych szeleszczących dywanów zmieniły się w mokre pogorzelisko. Jest źle, kiedy nie widzimy jak zmieniają się pory roku.
Głośny pstryczek czajnika wyrwał mnie z zamyślenia. Wyjęłam z szafki trzy torebki z jeżynową herbatą, włożyłam je do kubków i zalałam wrzątkiem. Kiedy wsypałam do swojego kubka dwie łyżeczki cukru, moich uszu dobiegł dźwięk przytłumionej muzyki płynącej bodajże z odtwarzacza.
 - Czyżby chłopcy bawili się beze mnie?
Z szuflady wyjęłam plastikową, kwadratową tackę ozdobioną ornamentem roślinnym. Poszperałam przez chwilę w lodówce i wszystkich szafkach z zamiarem znalezienia czegoś dobrego do spożycia. Natrafiłam na przeterminowane jogurty, śmietanę, na której pleśń miała już cały Armagedon grzybów i wiele wiele innych obrzydliwych rzeczy. Spakowałam to wszystko do siatki i postawiłam przy framudze drzwi od kuchni. Jedyne, co znalazłam i nadawało się to do szybkiego podania, to paczka napoczętych krakersów, dwa mocno dojrzałe jabłka i cztery cukierki michałki. Na tacy postawiłam kubki z herbatą oraz miseczki na znalezione wcześniej rzeczy. Krakersy i cukierki wsypałam do miseczek, natomiast jabłka umyłam, pokroiłam w łódeczki i z wierzchu obsypałam resztką cynamonu.
Sytuację, w jakiej teraz był Tymek znałam z autopsji, ponieważ każdy wie, że koniec miesiąca u studenta nie wygląda zbyt kolorowo. Podniosłam załadowaną tacę, a wychodząc zgasiłam światło uderzając w wyłącznik nosem. Muzyka wciąż grała i to nawet głośniej niż wcześniej. W dodatku drzwi do pokoju były przymknięte. Popchnęłam je delikatnie stopą, tak, aby nie otworzyły się nawet do połowy. Spojrzałam w głąb pokoju i przyznałam, że zastałam chłopców w dość dziwnej sytuacji. Oboje wymachiwali głowami, niczym dziewczyny suszące włosy na szybko, grając jednocześnie na niewidzialnych instrumentach. Borys siedział na skraju kanapy naprzemiennie uderzając nieistniejącymi pałeczkami w nieistniejące bębny i mocno tupiąc w podłogę. Tymek zaś grał na niewidzialnej gitarze skacząc po całym pokoju jak wariat.
Stałam tam przez chwilę, całkowicie sparaliżowana i moja siła woli została wystawiona na mocną próbę, ponieważ nie chciałam wylać herbaty i upuścić tacy przez histeryczny atak śmiechu. Stałam tam i nadal patrzyłam czując jak coraz silniejszy chichot podchodzi mi do gardła. Borys chyba wyczuł na sobie mój rozbawiony wzrok, bo podniósł głowę i zastygł w pozycji perkusisty patrząc na mnie z zaskoczeniem w oczach. Potrząsnął głową, jakby chciał się obudzić ze złego snu i podbiegł do odtwarzacza, żeby ściszyć muzykę.
- O, wróciłaś - wysapał zaskoczony Tymek, który ocknął się dopiero po wyciszeniu muzyki.
- Ehe, no tak. Co tutaj się właściwie działo? - zapytałam w dalszym ciągu mega rozbawiona.
Podeszłam do stołu i postawiłam na nim tacę, bo czułam, że zaraz wybuchnę. I rzeczywiście, od razu po jej odłożeniu śmiałam się tak, że łzy napłynęły mi do oczu, a brzuch nieznośnie się zaciskał.
- Headbaging kochanie. Musisz się jeszcze dużo nauczyć o metalowcach, moja Gotko. – Tymek udawał, że nie stracił rezonu, ale widać było, że troszkę się speszył.
- Wiem, co to jest, Tymoteusz. Po prostu dziwnie to wyglądało w wykonaniu krótkich włosów i warkocza. I czemu do cholery, nie gracie na żywo? - zapytałam złośliwie i roześmiałam się.
- Musimy oswoić się z tą piosenką, bo to tylko kilka nagrań złączonych w jedno, a wczucie się w nie, jest najlepszym rozwiązaniem.
-Ohm, okej. Już ja wam pokaże, jak powinno to wyglądać – powiedziałam – Borys, daj głośniej! – Zaskoczony szybko wykonał moje polecenie.
- Tak się to robi! - wrzasnęłam i zaczęłam rytmicznie potrząsać moimi puszystymi włosami.
Wiedziałam, że nazajutrz będę miała okropne problemy z szyją i nie będę mogła nią ruszać, tak jak po moim pierwszym koncercie metalowym, na który Tymek zabrał mnie z okazji moich urodzin.
Kiedy poczułam tę atmosferę od razu wiedziałam, że jestem w domu. Ogromny tłum ludzi, który zdaje się zaciskać wokół ciebie, stajecie się jakby jednością. Wszechobecna muzyka, którą odczuwasz nie tylko umysłem, ale także ciałem. Wszystkie dźwięki odbierasz o wiele razy mocniej niż słuchając muzyki przez głośniki. Zdecydowanie mnie wtedy poniosło, zwłaszcza, gdy wzięłam udział w pogo*.
Po parominutowym pokazie podniosłam głowę do góry. Chłopcy byli w swoim żywiole.
- Lilii, grasz na czymś? - zapytał Borys, przekrzykując głośną muzykę.
- Na skrzypcach. I śpiewam trochę! – wydarłam się.
 Kiedy piosenka dobiegła do końca, zasapani rzuciliśmy się na fotele.
- Łał. Nieźli jesteście - skomentował Borys próbując złapać oddech.
- Wrodzony talent - odpowiedział Tymek i założył nogę na nogę. Zachichotałam i wtuliłam się w jego ramię. W odpowiedzi pogłaskał mnie kciukiem po głowie. Popatrzyłam w górę i napotkałam jego spojrzenie. Schylił się i pocałował mnie zaczynając od nosa i kończąc na szyi. Czułam się nieco niezręcznie wiedząc, że Borys nas obserwuje. Tymek zdawał się nie zwracać na niego najmniejszej uwagi. Odsunęłam się od niego delikatnie, ale od razu mnie do siebie przyciągnął i objął ramionami.
- Może zaśpiewałabyś do jakiegoś naszego kawałka? – Dopytywał chłopak z długimi włosami. Był speszony i nerwowo bawił się palcami, ale mimo wszystko starał się utrzymywać ze mną mocny kontakt wzrokowy.
Tymek oparł brodę na mojej głowie i westchnął mi we włosy.
- Hmmm- niechętnie wyślizgnęłam się z gorącego, żelaznego uścisku i sięgnęłam po kubek z herbatą - w zasadzie to mogłabym, ale nie potrafię pisać tekstów- odpowiedziałam robiąc smutną minę.
- Serio? Ja trochę piszę. Bardziej opowiadania i creepasty, piosenek raczej nie, ale mógłbym spróbować – odpowiedział wzruszając ramionami, a na jego bladą twarz, wlał się leciutki rumieniec.
- Mógłbyś? Naprawdę? – zapytałam zaciekawiona i upiłam łyk herbaty.
- Jasne. Spróbować zawsze można – wzruszył ramionami uśmiechając się miło.
- Stary, nic nie mówiłeś. – Tymek spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Nie było okazji, a z resztą, nie wiem czy jest się, czym chwalić – powiedział i sięgnął ręką po cukierka.
- Na pewno jest. – Uśmiechnęłam się ciepło.
Tymek zsunął się z kanapy i poszedł w kierunku kuchni. Wymieniliśmy z Borysem zdziwione spojrzenia. Po chwili wrócił, trzymając w dłoni butelkę do połowy wypełnioną wodą. Stanął pomiędzy nami i spojrzał na nas pytająco.
- Zagramy w butelkę?
- Chętnie. Może lepiej się poznamy – mrugnęłam do Borysa.
- Uhm, pewnie – uśmiechnął się nieśmiało.
Tymek schylił się i usiadł po turecku na podłodze, Borys poszedł za jego przykładem. Podeszłam do kanapy i wzięłam koc. Siadając zarzuciłam go na ramiona.
- Może ty pierwsza? – zapytał Tymek i podał mi butelkę. Chwyciłam ją i położyłam na panelach. Mocno zacisnęłam na niej palce i zakręciłam. Korek butelki wskazał na Tymka.
- No, kochanie. Pytanie czy wyzwanie? – zapytałam i spojrzałam na niego uważnie. Skrzyżowałam nogi w kostkach i podciągnęłam je do piersi. Nachyliłam się i otoczyłam je ramionami.
- Wyzwanie.
Spodziewałam się, że tak wybierze, ale nie miałam pomysłu, co mógłby zrobić. Głowiłam się i głowiłam, aż w końcu wpadłam na pewien plan.
- Jutro rano, kiedy się obudzę chcę zobaczyć na stole w kuchni pyszne śniadanko. – Zadowolona spojrzałam na zaskoczonego chłopaka.
- Skąd masz pewność, że to zrobię? – zapytał, a jego prawa brew powędrowała do góry.
- Bo właśnie takie otrzymałeś wyzwanie kochany. Teraz przyrzeknij, że to wykonasz.
- Przyrzekam – powiedział i prawą dłoń położył na serce, a lewą podniósł do góry.
- Okej, uznaję. – Podałam mu butelkę. Mocno zakręcił, przez co butelka kręciła się dość długo.
Wskazała na przestrzeń pomiędzy mną a Borysem. Westchnęliśmy, a chłopak zakręcił jeszcze raz.
Ostatecznie zatrzymała się na mnie.
- No, kochanie. Pytanie czy wyzwanie? – zapytał naśladując mój głos, za co pacnęłam go w ramię.
Wybrałam pytanie i czekałam aż coś wymyśli zagryzając dolną wargę.
- Co lubisz we mnie najbardziej?
- Zdecydowanie włosy. – Zaśmiałam się i poczochrałam go po jego bujnej czuprynie.  – W zasadzie, chyba nie ma takiej rzeczy. Jak już się kogoś lubi, tudzież kocha to raczej za nic. Lubi się całą tą osobę, tak po prostu.
- Zgadzam się całkowicie – mruknął Borys patrząc gdzieś w przestrzeń. Wydawał się być zmartwiony i zatopiony w myślach. Przysięgłam sobie zapytać go kiedyś, czy może miał kogoś, kto go skrzywdził. Wiedziałam, że na takie tematy jest teraz zdecydowanie za wcześnie.
- Może ktoś w końcu mnie wylosuje? – zapytał chłopak z udawanym wyrzutem w głosie.
- Jasne, już kręcę – mrugnęłam. I rzeczywiście butelka zatrzymała się dokładnie na Borysie.
- Pytanie – odpowiedział uprzedzając mnie.
- Jak podoba ci się Wrocław i skąd w ogóle przyjechałeś?
Chłopak zignorował to, że zadałam dwa pytania i odpowiedział. - Wrocław jest bardzo fajnym miastem, a zalesione obrzeża są jeszcze lepsze. Ja pochodzę z pomorskiego, nie pytaj, co robię aż tutaj i czy chciało mi się tyle jechać. Potrzebowałem zmiany. Dużej zmiany. - Dobitnie podkreślił ostatnie słowa i wiedziałam, że zamknął ten temat.
  Przez resztę wieczoru snuliśmy plany na przyszłość i poznawaliśmy się jeszcze bliżej.
Kilka minut po północy Tymek zaprowadził mnie, ledwo żywą do samochodu.
- Wykończył cię ten dzień, co?
- Yhm - mruknęłam sennie, zapadając się w miękkim fotelu.
Otoczył mnie znajomy zapach skórzanych siedzeń, waniliowego olejku i gum do żucia.
Poczułam się bardzo bezpiecznie i kiedy Tymek wsiadł do samochodu rozsiewając wokół zapach swoich perfum westchnęłam i przymknęłam powieki.
- Hej, śpioszku. Już jesteśmy, wstawaj!
 Mruknęłam coś niewyraźnie, żeby ten natręt się odczepił. Czego on ode mnie chce? Ja chcę spać…
- No już, nie odpływaj. - Jego gderanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Zaczął mną potrząsać, co skutecznie odegnało krainę snów.
- Tymek przestań! Już wstaję, już wstaję! - Otworzyłam zaspane oczy i rozejrzałam się wokół. Byliśmy w samochodzie. Naprawdę zasnęłam podczas jazdy? Podniosłam się powoli i wyszłam z auta wdeptując prosto w wielką kałużę.
- Cholera! - Zaklęłam pod nosem. Na szczęście woda spłynęła po świeżo wypastowanych butach. Odetchnęłam głęboko i przetarłam zaspane oczy.
- Chcesz, żebym cię zaniósł? –  zapytał Tymek zatrzaskując drzwi.
 Co za idiota. Potrząsa mną, rozbudza całkowicie, a teraz pyta się czy mnie zanieść. Chciałam mu to wytknąć, jednak, kiedy spojrzałam na jego zmęczoną twarz, odpuściłam. Ziewnęłam przeciągle i wyprostowałam zesztywniałe członki.
-Nieee, dam radę.
 Powoli wdrapaliśmy się na schody prowadzące do mojej malutkiej kawalerki. Szukając klucza w torebce, zaklinałam samą siebie, że nie schowałam ich do kieszeni. Kiedy wreszcie udało mi się je wyłowić, otworzyłam drzwi i weszliśmy do mieszkania. Odłożyłam torbę na półkę i odwiesiłam nasze kurtki do szafy. Po chwili przywitała nas Gaja, moja szara kotka. Ocierając się o moje nogi i mrucząc jak mały motorek dała mi znać, że jest bardzo głodna. Otworzyłam więc szafkę, wyjęłam paczkę kocich przysmaków i nasypałam jej do miseczki dwa kubeczki chrupek. Kiedy patrzyłam na zadowoloną kotkę, Tymek objął mnie w pasie.
- Chcesz coś przekąsić? - zapytał.
Zdecydowanie, po szybkim obiedzie na mieście i marnych przystawkach u Tymka, w dalszym ciągu byłam głodna.
- Jasne, możesz odgrzać zapiekankę w mikrofalówce, starczy dla nas obojga. To ja lecę się umyć.
- Leć! – odpowiedział i zamaszystym krokiem pomaszerował do lodówki.
 Zmywając z twarzy rozmazany tusz do rzęs, słyszałam jak krząta się po kuchni i pogwizduje.
Lubił gotować, ale nie zawsze mu to wychodziło. Ciekawe, co też dla mnie szykuje? Czułam, że zapiekanka to dla niego za mało.
 Szybkim krokiem weszłam pod prysznic i pozwoliłam, by cudownie ciepła woda, bezkarnie i długo spływała po moich ścierpniętych plecach. Owinęłam się puchatym szlafrokiem i udałam się do kuchni, z której to dochodziły tak piękne zapachy.
- Mmm. A Cóż to tak znakomicie pachnie? - zamruczałam i usiadłam przy stoliku, patrząc na jego zręczne ruchy.
- Odgrzewana zapiekanka i pomidorki koktajlowe w sosie śmietanowym - odpowiedział uśmiechając się zadziornie. Podsunęłam się bliżej i musnęłam jego policzek ścierając śmietanę.
- Na pewno będzie pyszne. Wstawić wodę na herbatę?
- Pewnie - odpowiedział, nie przestając zawzięcie mieszać w misce z sałatką i miażdżąc przy okazji biedne pomidorki.
- Na jaką masz ochotę? – zapytałam stojąc przy otwartej szafce i wertując wzrokiem kilkanaście opakowań z herbatami. - Wiśniową, malinową, cytrynową, malinową z kardamonem, zieloną, truskawkową z rabarbarem, cytrusową? - Wyliczałam jednocześnie wybijając rytm na drzwiczkach.
 Chłopak zaśmiał się gardłowo i poczochrał mnie po głowie. - To ja poproszę zwykłą.
 Zachichotałam i zalałam torebeczki wrzątkiem.
-Wiesz, że jestem fanatyczką herbat. Ja po prostu nigdy nie umiem wybrać jednej, kiedy jestem w sklepie.
- Jasne, jasne - wyszczerzył zęby i popychając, zagonił mnie do stołu.
 Przeżuwając stwardniałą zapiekankę, zastanawiałam się jak Borys czuje się w nowym domu. Wielkim, starym i „skrzypiącym”. Mimowolnie wzdrygnęłam się, co nie uszło uwadze Tymka.
- Nie smakuje ci? - zapytał zaniepokojony.
- Nie, no coś ty, jest pyszne - na potwierdzenie moich słów, wpakowałam do buzi pomidorka koktajlowego.
Tymek parsknął zakrywając usta dłonią. – Więc co cię gnębi?
 - Po prostu pomyślałam o Borysie i o tym, że mieszka sam w tak dużym i starym domu.
 Zaśmiał się głupkowato i zaczął głośno mieszać łyżeczką w kubku.
- Nawet o nim nie myśl. Może i jest miły i śmieszny, ale jeżeli chodzi o stare, nawiedzone domy to chłopak ma na tym punkcie prawdziwego hopla. Kiedy poznaliśmy się bliżej i wypytywałem go o dom, to wręcz rozpływał się z zachwytu opowiadając o nim. Jest naprawdę pokręcony i zdziwaczały na punkcie nawiedzonych, starych miejsc, ale to nie zmieni faktu, że niesamowicie gra na perkusji. Może ta chora fascynacja wciągnęła go też do muzyki, mrocznej muzyki - w zamyśleniu potarł czoło.
 Poczułam na łydkach delikatne łaskotanie. Zaskoczona spojrzałam pod stół.
- No, co za kocica.  Wiecznie nienażarta - roześmiałam się i podrzuciłam jej kawałek szynki.
 Tymek przyglądał się nam z uśmiechem. - Ale jedno jest pewne, nie musisz się o niego martwić, bo tam gdzie jest, czuje się bezpiecznie i na pewno niczego się nie wystraszy - poklepał mnie po dłoni i pociągnął wielki łyk herbaty.
- Ha ha, no tak. W sumie masz rację. Ważne, że się dogadujecie.
- Dokładnie - szepnął. - Nie myśl już o tym, nie lubię, kiedy się martwisz. - Oparł się na łokciach, pochylił się i pocałował mnie w czubek nosa. Uśmiechnęłam się i mrugnęłam do niego.
 Po skończonej kolacji Tymek poszedł poszukać jakiegoś filmu, a ja zmywałam naczynia.
- Lilii chodź! - ryknął z saloniku.
- Już idę! - krzyknęłam i wytarłam dłonie w ścierkę. Pognałam do łazienki i szybko rozczesałam moje niesforne czarne loki. Idąc do pokoju, słyszałam za sobą delikatne stukanie łapkami o podłogę.
- Gajuś, też będziesz oglądać film? Chodź, zobaczymy, co Tymek dla nas wybrał - szepnęłam i wzięłam kociaka na ręce.
- O, jesteś. Jesteście. - Spojrzał na Gaję przepraszająco i podrapał ją za uchem.
- Znalazłeś coś?- Zapytałam zaciekawiona.
- Insanitarium. Może być? Czy wolisz jakąś komedię?
 Wiedziałam, że wybierze jakiś horror. Kręciły go takie klimaty. Jednakże ja też uwielbiałam ten gatunek filmów, zgodziłam się. - Nieee, zostaw. I tak coś czuję, że niedługo usnę.
- Też tak myślę- uśmiechnął się złośliwie.
- Ej!- Pacnęłam go w ramię.
- Chodź już, nie marudź - ponaglił mnie.
Posłusznie podeszłam do kanapy i usiadłam opierając się o poduszkę. Gaja nie mogła przegapić takiej okazji. Od razu władowała się na moje kolana i zamiauczała domagając się pieszczot.
-Stęskniłaś się, co? – zapytałam, a kot, jakby odpowiadając na pytanie, wtulił łebek w mój bok.
Mruczenie znacznie wzmogło się, kiedy drapałam ją po futrzanym brzuszku. Tymek wręczył mi puszkę coli, klapnął na kanapę i włączył film.
Wbrew przypuszczeniom i moim i Tymka nie zasnęłam tak prędko. Film rozkręcił się do tego stopnia, że fabuła niesamowicie mnie wciągnęła. Oczy zaczęły mi się kleić, mniej więcej po godzinie.
 Mój chłopak wiedząc, co się święci, potulnie pozwolił mi się położyć na jego brzuchu i ściszył dźwięk, tak by mi nie przeszkadzał.
- Kochany jesteś - mruknęłam i wtuliłam się w jego koszulę.
- Śpij słodko - odpowiedział i pogłaskał mnie czule po głowie.
Zapachy proszku do prania i perfum sprawiły, że poczułam się bardzo bezpiecznie i ze stoickim spokojem wpadłam w objęcia Morfeusza…
                                                                                    ====

 Przez przebłysk świadomości dotarło do mnie, że ktoś mnie niesie. Poczułam, że kładzie mnie delikatnie na łóżku i opatula kołdrą od stóp do czubka nosa. Usłyszałam jeszcze tylko -Śpij Lila, kocham cię. – Poczułam, że całuje mnie w czoło i policzek. Uśmiechnęłam się i nie otwierając oczu szepnęłam – Też cię kocham.
 Ułożyłam się wygodniej i odpłynęłam.* pogo – grupowy taniec, który występuje na koncertach rockowych, czy metalowych. Wywodzi się od subkultury punków. Polega na chaotycznym odbijaniu się od siebie i przepychankach.

środa, 20 kwietnia 2016

I „Dum, spiro, spero- Póki oddycham, nie tracę nadzieii”

Dreptałam po kamienistej drodze. Szłam przed siebie pewnie. Wiedziałam, dokąd idę. Podniosłam głowę w górę, kiedy nagle coś kapnęło mi na czoło. Zaczął padać deszcz. W uszach miałam słuchawki, wypełniał je dźwięk skrzypiec, perkusji i chóru. Tak jest, słuchałam gotyckiego metalu. Idealna muzyka do tej scenerii. Godzina osiemnasta, a już ciemno, długa droga przez las i padający deszcz- uśmiechnęłam się gorzko do moich myśli.
- Czy on musi mieszkać na takim odludziu?! - zaklęłam pod nosem naciągając kaptur od bluzy na wilgotne już włosy.
Kierowałam się do domu mojego chłopaka. Mieszkał przy drodze, a jego dom zewsząd otoczony był lasem.
 Kiedy godzinę temu leżałam na łóżku i odpoczywałam po ciężkim dniu na uczelni, nie myślałam o tym, że będę szła do Tymka w taką pogodę. Ba, nie czułam się nawet na siłach, żeby wstać i przebrać się w coś wygodniejszego niż plisowana spódnica i biała koszula. W tym chłopaku jest jednak coś takiego, że po zwykłej rozmowie, w której pytał, jak się czuję, po prostu musiałam do niego pójść. Mimo wszystko, idąc teraz przez żwir i śliskie liście, ten pomysł coraz mniej mi się podobał. Nawet nie spostrzegłam, kiedy drobny deszcz zamienił się w ulewę.
- Cholerna kurtka. Dlaczego nie ma w niej kaptura? – Plułam sobie w brodę, że nie wzięłam cieplejszego swetra i chociażby parasolki.
Rozzłoszczona coraz bardziej, chciałam zejść z drogi, żeby schronić się pod liśćmi drzew, ale udało mi się to trochę inaczej niż planowałam. Poślizgnęłam się na mokrych liściach i runęłam w dół zbocza zjeżdżając coraz niżej z zadziwiającą szybkością. Zatrzymałam się na drzewie. Zaczęłam się śmiać, bo poczułam się jak za dawnych czasów. Przypomniało mi się, kiedy tata uczył jeździć mnie na nartach, a upadków nie brakowało. Leżałam na mokrej trawie, czekając aż mój oddech wróci do normy. Wyłączyłam playlistę, wyciągnęłam słuchawki, owinęłam je wokół telefonu i schowałam go do kieszeni. Patrzyłam na gwiazdy, które prześwitywały przez mokre korony drzew.
- Lilii, to ty?! - Aż podskoczyłam, kiedy usłyszałam znajomy głos.
-Tymek? Tak to ja! - odkrzyknęłam i zaczęłam rozglądać się czujnie wokół, uważnie nasłuchując. Po chwili usłyszałam szybkie, mocne kroki i zostałam oślepiona światłem z latarki.
- Auu, przestań! - wydarłam się i przysłoniłam oczy rękami.
- No już, dobrze. Możesz mi wyjaśnić, co robisz tutaj, pod tym dębem i dlaczego leżysz? - Ukucnął, spojrzał na mnie i w zdziwieniu uniósł brew.
- Po prostu poślizgnęłam się i dojechałam aż tutaj. Przypomniały mi się czasy z mojego dzieciństwa, zaczęłam się śmiać i stwierdziłam, że i tak już jestem cała mokra, dlatego leżałam i czekałam, aż oddech mi się uspokoi, a wtedy usłyszałam ciebie - trajkotałam jak najęta, ale przerwałam widząc rozbawienie na twarzy mojego chłopaka.
- Tak, tego twojego brechtania nie da się pomylić z nikim innym - odpowiedział i uśmiechnął się szelmowsko.
- Ej, ej. Ja wcale nie brechtam – mówiłam, wijąc się ze śmiechu.
- Jasne, jasne – mruknął i przewrócił oczami. Podał mi rękę i pomógł wstać.
- Co tutaj robisz? Właśnie do ciebie szłam. – zapytałam i otrzepałam spodnie z mokrych liści.
- Nic nie wiedziałem o twoich zamiarach i umówiłem się z Filipem. Miałem mu pomóc przy motorze, bo coś tam przy nim robi – odpowiedział drapiąc się w zamyśleniu po głowie.
- Ojej. A chciałam ci zrobić niespodziankę - powiedziałam, strzelając udawanego focha.
W odpowiedzi Tymek wepchał mnie na górę zbocza, a kiedy już tam byliśmy, kazał mi złapać się go mocno za dłoń i pociągnął mnie w dół. Zjechaliśmy gładko i znów leżałam na mokrych liściach. Tym razem nasze salwy śmiechu słychać już było chyba w całym lesie. Przeturlałam się na brzuch i położyłam na jego torsie.
- To jak? Lecimy do ciebie? – zapytałam i odczepiłam z jego kurtki skorupkę kasztana.
- Przydałoby się, jesteś cała mokra - to powiedziawszy pieszczotliwie potargał mnie po mokrych włosach.
- Ty nie wyglądasz lepiej - odpowiedziałam i żartobliwie zdmuchnęłam mokry kosmyk włosów z jego czoła. Podnieśliśmy się, wdrapaliśmy na drogę i ruszyliśmy do naszego celu- ciepłego domu, z ciepłymi kocami i jeszcze cieplejszą herbatą.
                                                                                              *
-Tymek, a co z Filipem? Tak po prostu go zignorujesz? – zapytałam dwadzieścia minut później, kiedy byliśmy w połowie drogi do domu.
- Jak już będziemy w domu, to zadzwonię do niego i powiem mu, że coś mi wypadło – mrugnął do mnie i objął mnie ramieniem – Nie jest ci zimno?
- Jesteś pewny? Nie chcę, żeby znowu był na nas zły. – Zignorowałam jego zapytanie i spojrzałam na niego zrezygnowana.
- Nic się nie bój, na pewno mnie zrozumie – odpowiedział zamykając temat. – Cholera, Lila przeziębisz się - warknął, zdjął rękę z mojego ramienia i ściągnął kurtkę, pod którą miał jedynie cienką bluzę dresową. – Nie mogłaś się cieplej ubrać? – zapytał i spojrzał na mnie spod byka, kiedy byłam już opatulona jego grubą kurtką.
W ukryciu wdychałam jego cudną wodę kolońską, którą pachniała cała jego kurtka, więc dopiero po jakimś czasie ocknęłam się i odpowiedziałam.
-Ja… Nie pomyślałam, przepraszam. – Spojrzałam na niego pokornie. – Ale teraz ty zmarzniesz- mruknęłam. – Chodź tutaj- powiedziałam i otworzyłam moje ramiona. Wtulił się we mnie mocno i westchnął. Staliśmy tak przez jakiś czas.
Przypomniało mi się, w jaki sposób się poznaliśmy. Pewnego dnia, żeby uczcić początek wakacji, a jednocześnie pożegnać się ze znajomymi z liceum, całą paczką mieliśmy iść na paintball, ale deszcz, burza i porywisty wiatr pokrzyżowały nasze plany.  Skończyliśmy siedząc w nowo otwartej pizzerii.
Och, jak dziękowałam później losowi, że wyszło tak, a nie inaczej.
Zamówiliśmy dwie ogromne pizze i rozmawialiśmy czekając, aż nam je przyniosą. Akurat, kiedy kelner szedł w naszym kierunku zręcznie lawirując między stolikami i krzesełkami, wszyscy bardzo głośno z czegoś się śmialiśmy. Umilkliśmy słysząc kroki i czując smakowity zapach. Podniosłam głowę z wciąż zarumienionymi od śmiechu policzkami i spojrzałam na Niego. Obraz przesuwał się w zwolnionym tempie. Jego ciemne, nienagannie ułożone włosy sięgające do ramion, kolczyk w dolnej wardze i nosie, czarna koszula, obcisłe spodnie, glany i zapaska kelnerska, za którą miał wetknięty notes i długopis. To jak się poruszał, jego rezolutny sposób chodzenia, sprawiło, że zapomniałam o bożym świecie. Przytkało mnie na dobrą chwilę, ocknęłam się dopiero słysząc pytanie skierowane do mnie.
- Halo, ziemia do Lolii. Gdzie idziesz na uczelnię? – spytał Michał, przywracając mnie do żywych.
- Hm, j-ja, w sumie to jeszcze nie wiem – odpowiedziałam niechętnie odwracając wzrok od przystojnego nieznajomego.
Kelner postawił przed nami dwa parujące cudeńka.
- Proszę bardzo, życzę smacznego. Czy podać coś jeszcze? – zapytał, a ja miałam wrażenie, że skierował to pytanie bezpośrednio do mnie, bo wlepił we mnie te swoje jasno brązowe oczy, w których odbijało się światło lamp. W tym właśnie momencie w tle zaczęła lecieć piosenka Slow Dancing In a Burning Room, (
https://www.youtube.com/watch?v=IfFi4Q7ueA8) a ja patrzyłam jak zahipnotyzowana w te oczy, bez żadnej skazy, czując jak z każdą sekundą stado motyli w moim brzuchu nieznośnie się powiększa i próbuje wydostać. 
- Nie, dziękujemy bardzo – odpowiedziała Kaja, przerywając nam tą magiczną chwilę.
- Gdybyście jednak zmienili zdanie, proszę wołać – powiedział i puścił do mnie oczko. Zręcznie odwrócił się na pięcie, by po chwili zniknąć w kuchni.
- O matko, co za przystojniak – szepnęła rozentuzjazmowana Kaja - I chyba masz branie Lila! – Pisnęła.
- Dobry Boże, co to było. Czy on naprawdę do mnie mrugnął? – zapytałam próbując uspokoić moje wygrywające rytm cha-chy serce.
- Pewnie, że tak. Nie bój się, nie wymyśliłaś sobie tego. – Roześmiała się i cmoknęła mnie w czubek głowy.
- Biedna Lila, odleciała jak nasz jutrzejszy samolot do Londynu – powiedział Bartek i uśmiechnął się do Michała. Wszyscy zaczęli się śmiać. Zaczerwieniłam się, ale po chwili również się roześmiałam.
Jakiś czas później, kiedy po pizzy nie było już śladu, a nasze brzuchy były zapełnione, Michał wstał i zaczął szukać portfela w kurtce.
- Już idziecie? – krzyknęła Kaja, zerwała się z miejsca i pobiegła, żeby ich uściskać.
Dołączyłam do niej i z całego serca wyściskałam chłopaków.
- Trzymajcie się maluchy - powiedział Michał i potargał nas obie za włosy.
Roześmiałyśmy się i życzyłyśmy im, żeby się nie rozstawali, a ich wyjazd był udany. Chłopcy zostawili nam pieniądze i poszli do domu, żeby spakować się na jutrzejszy wyjazd.
Jakiś czas później Kaja powiedziała, że musi lecieć do domu, bo całkiem zapomniała, że miała się spotkać z mamą. Wręczyła mi do ręki pięćdziesiąt złotych, zabierając trzy dyszki ze stołu. Zdziwiona uniosłam brew.
-Idź zapłać i pogadaj z nim! Nie spieprz tego, błagam cię – wykrzyczała mi do ucha i pobiegła na przystanek.
 Jak powiedziała, tak zrobiłam. Podeszłam do lady, za którą stał niestety nie ten kelner, którego miałam nadzieję zobaczyć. Uśmiechnęłam się do blond włosego i zapytałam czy mogę rozmawiać z jego kolegą. Obiecał, że za chwilkę go zawoła. Kiedy zniknął na zapleczu byłam jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Tysiące złych myśli przychodziło mi do głowy, jednak stłamsiłam je w sobie, wytarłam wilgotne dłonie w jeansy, poprawiłam torbę na ramieniu i czekałam.
Po jakimś czasie, który wydawał mi się nieskończenie długi, a było to w rzeczywistości pięć minut, zobaczyłam jak jego głowa, a po chwili reszta ciała wyłania się zza drzwi.
- Tak, słucham? – zapytał, a jego niski głos zdawał się wypełniać całe to pomieszczenie i przenikać moją głowę, serce, całe ciało.
- J-ja chciałam zapłacić. – Zbeształam się w duchu za zająknięcie i wzięłam się w garść. – Iii chciałam zapytać czy może miałbyś kiedyś czas i ochotę się gdzieś spotkać i bliżej poznać? – Spytałam, a bicie mojego serca było już chyba słychać w całym budynku.
- Razem będzie czterdzieści osiem złotych – powiedział, a wszystko we mnie się zapadło. Dlaczego nie powiedział nawet głupiego „Nie, dzięki”? Uśmiech spełzł mi z twarzy i z kamiennym wyrazem twarzy podałam mu banknot pięćdziesięciozłotowy. Czekając na resztę, patrzyłam wszędzie, byle nie na niego. Wręczył mi resztę, odwróciłam się i chciałam już wyjść, czując jak łzy wściekłości i smutku wypływają z kącików moich oczu.
-Ej mała, czekaj. Jeszcze pięć groszy – powiedział. Usłyszałam jego słowa, a gorycz wypełniła moje myśli.
- Nie trzeba, dzięki. – Położyłam dłoń na klamce i chciałam już wyjść, ale poczułam czyjś oddech na swojej szyi i usłyszałam najpiękniejsze słowa, jakie dane mi było słyszeć w tym dniu.
- Chciałem jeszcze powiedzieć, że jasne, z chęcią się z tobą umówię.
Odwróciłam się zszokowana i spojrzałam na niego. Popatrzył na mnie z rozbawieniem i chochlikami migającymi w oczach. Pochylił się i pocałował mój policzek, na którym zdążyła już uformować się łza. Wstrzymałam oddech, kiedy to samo zrobił z moim drugim policzkiem.
- Taka piękna dziewczyna jak ty nie powinna być smutna. Kiedy widzę, że płaczesz, moje serce boli, bo anioły nie łkają. Nigdy – odpowiedział i uśmiechnął się szelmowsko.
Wiedziałam, że to tylko kiepski tekst na podryw, ale w głębi duszy poczułam, że chociaż w małym stopniu mówi szczerze. Co ja gadam. Wierzyłam, że mówił w stu procentach szczerze, a jego słowa były idealne do sytuacji, w jakiej się znalazłam. Samotna i smutna. Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego, bo tego potrzebowałam. Nie myślałam racjonalnie, nie obchodziło mnie to, że go nie znałam.
Chłopak wydawał się być szczerze zaskoczony, ale odwzajemnił mój uścisk i rozluźnił się. Kiedy łzy przestały płynąć, wchłonięte przez koszulę chłopaka, a policzki wyschły, odsunęłam się od niego i podziękowałam. Chwycił mnie za dłonie i zaprosił na spotkanie. Zgodziłam się i uśmiechnięta wyszłam z pizzerii.
 Sposób, w jaki teraz staliśmy i fakt, że padał deszcz, do tego stopnia przypominał mi tamtą sytuację, że łza wzruszenia spłynęła po moim policzku.
- Tymek? – mruknęłam w ramię chłopaka.
- Tak? – Odsunął się ode mnie trzymając mnie za ramiona. – Lila, czemu płaczesz? – Zapytał, a w jego pięknych oczach dostrzegłam zmartwienie.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Tak bardzo, dzisiejsza sytuacja mi o tym przypomniała. Po prostu się wzruszyłam – odpowiedziałam i wpadłam w jego ramiona.
-Oj głuptasie. Jasne, że pamiętam. Nie mógłbym zapomnieć. A wiesz, co wtedy powiedziałem? Masz nie płakać – szepnął i potarł dłońmi moje plecy.
Wyprostowałam się, popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się szeroko. Pocałowałam go w policzek i trzymając się za ręce poszliśmy prosto do domu.